Po czterdziestce powinnyśmy powoli zacząć tetryczeć, wyciszać ekscytację życiową. Zapomnieć o pasjach w trosce o zdrowie, założyć przydeptane papucie i czekać co przyszykowała dla nas los. Po pięćdziesiątce wypada tylko wypatrywać wnuków i z rozrzewnieniem rozpamiętywać minione lata. Po sześćdziesiątce trzeba zapisać się na kurs robótek ręcznych i w oparach absurdu i wśród wrzasków wnuków, którzy zdążyli nam wejść na głowę, dziergać ciepłe czapki dla całej rodziny. Po siedemdziesiątce musowo należy zaprzestać farbowania włosów, kupić ciepłe skarpety i prawić kazania oraz wykłady młodym i niedoświadczonym członkom rodziny… i nie tylko. Po osiemdziesiątce trzeba wszystko to zintensyfikować. Pasują Ci takie scenariusze? A może wybierasz MODĘ NA SIEBIE?! Jak być sobą? Przeczytaj.
Świetnie! A jeśli nie chcemy być PRZYKŁADNYMI matkami, babciami, prababciami? Jeśli chcemy nadal ŻYĆ według swoich zasad, a nie wpadać w koleiny pomysłów na nas. Co wtedy? Czy jest jakiś alternatywny scenariusz?
Jak być sobą?
Problemem nie jest świat – problemem jesteśmy my same, bo dałyśmy się wcisnąć w gorset oczekiwań i czyichś potrzeb. Wychowane na trochę pokorne, odrobinę usłużne zazwyczaj odczuwamy pewien dyskomfort kiedy nie ogarniamy w całości rzeczywistości naszej i bliskich. Pranko, sprzątano, gotowanko, praca zawodowa, dzieci, wnuki, małżonek, brat, siostra, rodzice… I każdy czegoś oczekuje, wymaga, a jak nie dostanie strzela focha, albo szantażuje nas na inne sposoby. Ja oczywiście nie radzę olewać najbliższych! Nic z tych rzeczy i nic wbrew sobie, jednak w całej tej gonitwie warto pomyśleć także o tym, czego tak naprawdę pragniemy. Znaleźć dla siebie miejsce. Zdjąć fartuch, zciągnąć wałki z głowy, zapomnieć ile ma się lat i zastanowić się czego chcemy od życia, kim jesteśmy.
Oto i tradycyjne role jakie napisało nam życie. Można zagrać je na wiele sposobów. Dziś prezentuję wersje klasyczną i drugą, po lekkim tuningu :-).
Twoja rola to MAMA/ŻONA
WERSJA TRADYCYJNA: Wstajesz bladym świtem. Biegniesz z psem, a potem lecisz po świeże bułeczki, szykujesz śniadanie (znowu nie zdążyłaś zjeść?)jednocześnie starając się dobudzić śpiących domowników, potem drugie śniadanie, ekspediujesz najbliższych z domu i albo z wywieszonym jęzorem biegniesz do pracy, albo w tej pracy zostajesz – tyle, że we własnych czterech ścianach.
Łóżka ścielą się same, porozrzucane ubrania zebrały się czarodziejsko, a talerze wsadziły do zmywarki-takie cuda! Gdziekolwiek byś nie była brak Ci czasu na cokolwiek. Jeśli jesteś dobrze zorganizowana zdołasz wypić w spokoju kawę. Masz na głowie oszczędne gospodarowanie pieniędzmi, szukanie wyjątkowych okazji na których kupisz nowe ubrania i buty dzieciom oraz nową koszule mężowi.
Warzywa, owocki -lecisz na pobliski bazarek, bo tam dostaniesz najświeższe -masz tego pewność. Przecież nie będziesz karmiła ukochanych -byle czym?! Potem jeszcze tylko zrobić obiad lub ciepła kolację, wstawić pranie (robi się samo!), powiesić (wisi samo!), wstawić zmywarkę (patrz, nawet nie musisz już zmywać), rozładować (tyle ułatwień, a ty nadal narzekasz).
W weekendy wreszcie możesz się wyspać. Nie wstajesz, jak zwykle o 5 tylko o 6! Taki luksus. Czekają już na Ciebie, przytupując ze zniecierpliwienia, kurze, brudy na podłodze, utytłane firanki, niepoprasowane ubrania, obiad na weekend i tak, dalej i tak dalej… Robisz to stale słysząc pytania -mamo, a gdzie jest…, mamo, pomocy…., mamo…, kochanie, a gdzie jest…
JEDNA Z WERSJI ALTERNATYWNYCH czyli jak być sobą: Wstajesz dwa kwadranse później niż w wersji pierwotnej. Jedno dziecko wychodzi na spacer z psem, drugie pomaga Ci robić drugie śniadania, które wytwarzasz z zamrożonych wcześniej bułek. Nikogo nie budzisz -każdy korzysta z budzika!
Mąż wstawia po śniadaniu rzeczy do zmywarki – tak jak ustaliliście. Każdy ścieli własne łóżko i jako tako ogarnia poranną rzeczywistość. Pijesz kawę i w spokoju jesz muesli. Potem wykonujesz to, co zaplanowałaś w międzyczasie znajdując chwile na rozmowę z przyjaciółką i ustalenie innej godziny weekendowych wizyt na siłowni. Ty wolisz zajęcia grupowe, więc zapisujesz się na takie, które najlepiej Cię odprężają. Gdzieś po drodze masz, a i owszem, lekkie oberwanie chmury i burzę, ale wiesz, że wieczorem odpoczniesz bo zaplanowałaś, jak zwykle, długi spacer z psem i pół godziny czytania, względnie oglądania ulubionego serialu. Pewnie wpadnie Ci jeszcze chwila na sprawdzenie lekcji młodszej pociechy, ale to w sumie miły obowiązek.
Już jakiś czas temu ogłosiłaś, że prasujesz tylko najkonieczniejsze rzeczy, a pranie rozwieszają dzieci. Mąż w soboty jeździ na zakupy, a Ty w tym czasie sprzątasz i ustalasz rozkład jazdy najbliższego tygodnia. Potem pichcisz rzezy z menu, które sobie przygotowałaś. wieczorem chętnie przytulasz się do męża – masz w nim oparcie, wspiera Cię, odciąża, jest Ci bliski choć nieidealny (całkiem jak TY) i też ma swoje pasje, które realizuje. Dajecie sobie nawzajem swobodę.
Przyzwolenie na bycie sobą, wyrozumiałość, prawo do popełniania błędów i zajmowania się sobą. Czujesz, że fajnie Wam razem. W niedzielę masz czas dla siebie i dla rodziny. Oddychasz głęboko…No może jeszcze na chwilę wyskoczysz na spotkanie z przyjaciółką?
Twoja rola to DOROSŁA CÓRKA
WERSJA TRADYCYJNA: Nie dyskutujesz nadmiernie, słuchasz i wykonujesz lub słuchasz i w skrytości ducha robisz swoje, narzekając pod nosem.
Rodzice mówią Ci co robić, ale przecież nie możesz się zbuntować, bo to by świadczyło, że jesteś wyrodną córką. Tyle im zawdzięczasz, że teraz musisz spłacić dług wdzięczności. Tyle Ci dali, byli tacy opiekuńczy. Co z tego, że stale mówią Ci jak żyć, a ten scenariusz nie jest Twoim scenariuszem, źle się czujesz w roli w jakiej zostałaś obsadzona?
Miotasz się jesteś między nimi, a mężem i dziećmi. Źle wychowujesz syna, rozpuściłaś córkę, jesteś zbyt łagodna, albo za wiele od nich wymagasz. Słabo zarządzasz mężem i za mało czasu poświęcasz na sprzątanie. Tak brudnej kuchni ze świecą szukać… Albo nie możesz sobie ułożyć życia, bo stale czujesz, że musisz być obok rodziców. A jak się oddalasz, słyszysz, że jesteś straszna, bezwzględna i jak oni Ciebie wychowali. Albo też nie możesz znaleźć partnera, bo stale wysłuchujesz, że każdy następny jest gorszy od poprzedniego. Albo ten partner od ciebie ucieka, bo widzi w jaką sieć toksycznych zależności jesteś zaplatana. Frustracja sięga zenitu…
JEDNA Z WERSJI ALTERNATYWNYCH czyli jak być sobą: Kiedy przechodzisz na swoje ustalacie pewne zasady i reguły. Ty masz swoje zdanie, dokonujesz własnych wyborów i sama ponosisz ich konsekwencje. Rodzice też mają swoje życie, w które nie chcesz wkraczać – w ten sposób nikt nikomu nie usiłuje wejść na głowę. Dobre rady, podpowiedzi? Fantastycznie! I tyle. Reszta pozostaje wyborem.
Nikt nikogo nie zmusza, nikt nikogo nie szantażuje. Ty masz swoje życie, a oni swoje. Oczywiście możecie na siebie liczyć. Ty wspierasz ich, kiedy jest taka potrzeba, a oni pomagają Tobie kiedy u Ciebie zachodzi taka konieczność, a może nawet regularnie dbają o wnuki. W ramach waszej umowy. W ramach własnych sił i potrzeb. Jesteś im wdzięczna, możesz na nich liczyć. Są Twoimi partnerami i możecie na sobie wzajemnie polegać. Bez poczucia winy i spętania. Dorosłaś, a wraz z Tobą dorosła Wasza relacja. Rozmawiacie, wyjaśniacie na bieżąco. Jak czegoś nie chcesz -mówisz. W drugą stronę działa podobnie. Wypracowaliście to sobie, choć pewnie łatwo nie było…
Twoja rola to SIOSTRA
WERSJA TRADYCYJNA: Jesteś powierniczką, pocieszycielką, ostatnią deską ratunku, skarbonką, automatem do kawy i konfesjonałem? Ratujesz ją/jego ze wszystkich opresji i to od najmłodszych lat. Woziłaś w wózku, pomagałaś usypiać albo byłaś wożona i usiłowała Cię usypiać. A może służyłaś jej jako żywa lalka? Poza tym szczypałaś kiedy nikt nie patrzył i przez długi czas miałaś nadzieję, że zniknie, a Ty znowu (lub dopiero!) będziesz mogła być jedynaczką. Nic z tego…
Teraz jest podobnie. Kiedy trzeba pożyczasz forsę, kiedy nie ma wyjścia słuchasz gorzkich żali w słuchawce. Czasem wpada do Ciebie bez zapowiedzi sądząc, że niezależnie od wszystkiego ma prawo, kupuje słodkie prezenty Twoim dzieciom mimo, że Ty wprowadziłaś embargo na cukier. No w końcu jest Twoją siostrą (bratem). Często się do ciebie porównuje i ma żal, że więcej dostałaś od rodziców, albo, że zawsze cię lepiej traktowali, bardziej kochali. Wasi mężowie (lub twój mąż i jego żona) zwykle za sobą nie przepadają, a wspólne spotkania to katastrofa. Nie chcesz zadrażniać, ale niechęć, rośnie i rośnie…
JEDNA Z WERSJI ALTERNATYWNYCH czyli jak być sobą: Próbujesz z nią/nim dogadać, porozumieć się, bo chcesz uniknąć niepotrzebnych spięć i nieporozumień. Ustalacie wcześniejsze wizyty i nikt nikomu nie urządza nalotów, ani bez wyraźnej przyczyny, nie dzwoni o 24. Nie czekacie aż zatęchła atmosferka osiągnie apogeum tylko na bieżąco reagujecie na wszelkie oznaki fermentu. Stawiacie granice. Mówicie, że więcej już nie pożyczycie, ale spróbujecie pomóc znaleźć pracę lub podpowiedzieć co robić.
Z przyjemnością, raz na jakiś czas, toczycie długie rozmowy telefoniczne, spotykacie się na ploty albo razem idziecie do kina. On/ona być może nadal uważa, że byłaś zawsze faworyzowana, ale jakie to dziś ma znaczenie. Jesteście w końcu rodzeństwem! Jesteś jej/jego siostrą! Ta rola Cię cieszy i daje satysfakcję zamiast frustrować i dobijać…
Twoja rola to BABCIA
WERSJA TRADYCYJNA: Jesteś na każde zawołanie, o każdej porze dnia i nocy, o każdej porze roku. Nikt nie liczy się z twoimi potrzebami, bo przecież jesteś babcią to jakie niby miałabyś mieć potrzeby? Masz przecież dużo czasu, siedzisz w domu, więc o co chodzi?
Z rozkoszą zajmiesz się wnukami przez cały weekend, zabierzesz je na miesiąc na działkę, przywieziesz ze szkoły i odprowadzisz na basem przed wyjściem częstując gorącym obiadem, a wracając zahaczycie jeszcze o pobliski plac zabaw. A, no i jeszcze odrobienie lekcji. Słaniasz się na nogach, ale przecież nie możesz odmówić. Kto jak nie Ty… Jesteś niczym koło ratunkowe, a i to mało powiedziane. Jesteś na telefon, bo coś wypadło, bo coś wpadło, bo tak i już. Nikt niczego z Tobą nie ustala, bo i tak wiadomo, że się dopasujesz. Swoje potrzeby dawno zamiotłaś pod dywan.
Przecież dziecku się nie odmawia, a wnuki są cudowne. Popołudniu lub wieczorem -w każdym razie po powrocie do domu, padasz na łóżko bez sił. Co się z Tobą dzieje? Dlaczego tak szybko się męczysz? Chwila oddechu i wracasz na pole walki przygotować kolację dla męża, uprasować ubrania, sprzątnąć kuwetę kota. A potem nie możesz zasnąć, albo budzisz się w środku nocy. Jesteś potwornie zmęczona i czasem czujesz się jak w pułapce. Ale przecież nie zawiedziesz najbliższych?!
JEDNA Z WERSJI ALTERNATYWNYCH czyli jak być sobą: Zgłosiłaś się na ochotnika do pomocy przy wnukach, ale z uwzględnieniem Twoich planów. Pomagasz trzy dni w tygodniu po sześć godzin, raz w miesiącu chętnie przenocujesz pojedynczą sztukę wnuczęcia.
Polecicie razem do kina, na wystawę, na długi spacer. Chętnie pomożesz wnukowi w polskim, bo zawsze byłaś w tym niezła, ale nie po 18, bo wtedy masz już czas dla siebie. Niech się tak zorganizuje, byście mogli zrobić to wcześniej. Poniedziałki i piątki masz wolne. Robisz z mężem zakupy, idziesz na partyjkę brydża i wypuszczasz się na długie spacery po okolicznych parkach. Sprzątasz, gotujesz, ale na luzie. Nie gnasz na załamanie karku. Sudoku, krzyżówka, ulubiony serial w telewizji. I fotel.
W weekend jedziesz z koleżanką na koncert symfoniczny, a wakacje spędzasz zawsze na Mazurach z mężem i gronem zaprzyjaźnionych par. To taki czas ładowania akumulatora. Tęsknisz za wnukami, bardzo lubisz pomagać dzieciom, ale żeby być uśmiechniętą babcia, jaką jesteś, potrzebujesz oddechu. Czas nie dodaje ci sił. Wiesz to, wiec dbasz o siebie. Czasem lecisz do fryzjera, czasem kupujesz jakiś fajny ciuch. Żyjesz. Kto wie, może jeszcze kiedyś uda Ci się zwiedzić Paryż?!
A jak jest u Ciebie? Jesteś zadowolona z roli, którą grasz? Modyfikujesz ją do własnych potrzeb, czy trzymasz się kurczowo scenariusza bojąc się, że nie jesteś kompetentna, żeby pisać własne dialogi? By żyć po swojemu… Jeden, dwa małe kroczki, rozmowa w cztery oczy, drobna przepychanka lub przejściowa rewolucja warte są efektu! Zadowolenia z własnego życia. Bycia tam, gdzie chcemy być.
Czy naprawdę chcemy być jak ten pyłek bezwolnie tańcujący na wietrze, uciemiężone, zakleszczone w schemacie do końca życia i to na własne życzenie? Nie wierzę! Zastanów się, która z przedstawionych wyżej wersji jest bliższa Twojemu sercu i działaj (albo fetuj swoje zwycięstwo!)… I pamiętaj, że to, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Czasem warto coś zmienić choćby po to, by odkurzyć samą siebie!
Powodzenia!