Matka Joanny dobrze pamiętała jacy ONI byli szczęśliwi. Zdawało jej się, że to było całkiem nie tak dawno. Kilka lat wstecz. On za nią biegał choć pozorował opieszałość i usiłował sprawiać wrażenie niezbyt zaangażowanego. Jednak śledził każdy jej ruch i czytał w myślach. Ona stawiała mu opór, ale bardzo na siłę. Jakby chcąc przekonać samą siebie, że umie bez niego żyć. Że umie mu się oprzeć.

Zawsze lubiła Igora. Był stabilny, pewny siebie, opanowany i miał dobry zawód, odpowiedzialny. Do tego był pracowity, wytrwały i ambitny. Kompletne przeciwieństwo jej męża – nieudacznika życiowego. Niespełnionego artysty i filozofa o duszy małego chłopca. Stary, uparty satyr. Nie, nie umiała myśleć o nim ciepło. Stale wyrzucała sobie, że w ogóle zdecydowała się z nim związać. Był taki nieudany.

Ona miała aspiracje, ciężko pracowała i pięła się po szczebelkach kariery. Ileż mogli osiągnąć gdyby pchali ten wózek razem, jednak on był minimalistą. Do życia potrzebował płótna, farb i miskę ryżu albo pajdę chleba z masłem. Przez tyle lat nie udało jej się wyperswadować mu tej artystycznej drogi. Tyle razy proponowała mu, że załatwi ciekawą, płatna pracę do której nie będzie trzeba wiecznie dokładać. Tyle razy prosiła go, by pomógł jej dźwigać na plecach ciężar utrzymania rodziny. Bez efektów. On stale przekonywał, że kiedyś wreszcie jego artyzm zostanie odkryty i zacznie przynosić kasę.

Był jednak całkiem niezłym ojcem. Kiedy kilkanaście miesięcy po przyjściu na świat Joanny -postanowili urządzić sobie quazi separację zadeklarował, że zajmie się córką najlepiej jak będzie umiał. I słowa dotrzymał. Od tamtej pory żyli razem, choć osobno, połączeni wspólnym dzieckiem. Nawet na wychowanie patrzyli całkiem inaczej. On był troskliwy i bardzo opiekuńczy. Rozpieszczał małą kompletnie jednocześnie stale krytykując. Złościło ją i jedno, i drugie. Chciała, żeby córka miała poukładane w głowie. Żeby przypadkiem nie poszła w jego ślady. pewnie dlatego tak bardzo dbała o jej wykształcenie, uczyła systematyczności i obowiązkowości. Ojciec nie był dobrym przykładem tego, jak żyć!

To dzięki niej Aśka była pracowita i sumienna. Zawsze kończyła to, co zaczęła choćby nie wiem co. Można było na niej polegać. Dotrzymywała obietnic, świetnie organizowała czasoprzestrzeń i miała poukładane w głowie. Miała wprawdzie jakieś wpadki -jak z tym bratem koleżanki, hipisem, dla którego, zdaje się straciła głowę, ale przecież była wtedy małolatą. Wiadomo. Zresztą facetów kręciło się zazwyczaj sporo. Cóż się dziwić-jej córka była ładna, zgrabna i niegłupia. I nogi. Nogi miała definitywnie po niej.

Odkąd w życiu Joanny pojawił się Igor -trzymała kciuki za ten związek. Trzymała, choć nie okazywała tego nadmiernie. Dystans i umiejętność powściągania emocji były jej mocną stroną. Raz tylko powiedziała córce, że chciałaby takiego zięcia. Kilka miesięcy później została poinformowana o zaręczynach i planowanym ślubie. Ale to wszystko nie było takie hop-siup. Sporo czasu zajęło nim młodzi podjęli decyzje, że chcą być ze sobą na dobre i na złe. Ale podjęli.

Rodzina Igora także była na poziomie. Trochę było jej wstyd za męża, bo jako jedyny nie umiał się właściwie zachować. Spóźniał się, czasem pił na tych spotkaniach trochę za dużo, potrafił strzelić gafę. Jan, ojciec jej zięcia był całkiem inny. Miał klasę. Miał tez żonę, która najwyraźniej była pomyłką. Jak jej mąż. Bo Basia poza dbaniem o dom i gotowaniem -nie umiała nic. No może jeszcze poza umiejętnoscia robienia dobrego wrażenia, milczeniem – kiedy trzeba i świadomością tego co wypada, a co nie bardzo. Nie lubiła sztuki, nie czytała ambitnych książek, nie chadzała do teatrów, ani kin. Była nudna, przewidywalna i mimo sporego stażu małżeńskiego -nadal zazdrosna o swojego profesorka, jak zwykła mawiać o nim kiedy nie słyszał. Że też życie napisało taki scenariusz. O ile lepiej byłoby jej z Janem, a jej mężowi z Barbarą. Ktoś chyba poplątał obsadę…

Jan zakręcił jej nawet trochę w głowie, mimo że kiedy się poznali byli grubo po pięćdziesiątce. Dwa razy, pod byle pretekstem, wybrali się nawet na kawę. Iskrzyło. Powiedział jej wprost, że gdyby nie była matką jego przyszłej synowej pewnie zarzuciłby na nią sieć, ale w tej sytuacji musi odpuścić. Żałowała. Ona miała ochotę żeby nie odpuszczał, ale skoro podjął taką decyzję.

Ślub młodych był wzruszający. Wesele na najwyższym poziomie. Goście z klasą i na stanowiskach. Czuła się jak ryba w wodzie. Potem na świecie pojawiła się Karolina i Zuza. Młodzi mieli mieszkanie, które jednak dość szybko zmienili na wygodniejsze. Igor harował jak oszalały, a Joanna pracowała niewiele lżej. Do tego prowadziła dom i cudownie opiekowała się dziewczynkami. Choć bywała żandarmem w spódnicy -jej wnuczki uwielbiały swoją mamę nad życie. Była z Aśki taka dumna.

Sielanka skończyła się jakiś czas temu, całkiem zresztą niedawno. Pamiętała dobrze dzień kiedy Joanna wpadła do niej tak po prostu . To było dziwne. Od wielu lat trzymała ich na dystans. Dzwoniła dwa razy w tygodniu i przybiegała czasem, czyli rzadko i zawsze zapowiedziana na kilka tygodni wcześniej. Wtedy wpadła i bez ogródek poinformowała ją -swoją matkę, że zastanawia się nad rozwodem z Igorem. Tłumaczyła, że nie jest szczęśliwa, nie rozumie go, że coś się wypaliło. Tak jakby czekała na rozgrzeszenie i zielone światło. To było dziwne. Rozmawiały kilka godzin. To był trudny dialog. Nie rozumiały się za dobrze. Mówiła córce, że nie warto, że przecież rodzina zawsze była jej priorytetem, że mają córki. Nie rozumiała dlaczego jakiś głupi wyjazd do Szwecji może mieć takie konsekwencje. Nie rozumiała.

Kiedy zadzwonił do niej Jan z informacją o wypadku Igora i prośbą o pomoc w zlokalizowaniu Joanny, która od dłuższego czasu nie odbiera telefonu – zdenerwowała się bardzo. Było dla niej jasne, że jej córka prowadzi grę. Ma kogoś. Że ta Szwecja była tylko cholernym pretekstem, w który ona, naiwna starsza pani, uwierzyła.

Była wściekła choć sama nigdy nie była krystaliczna. Choć miała za skórą to, czy owo. Choć od lat żyła w dziwnym związku udając przed ludźmi, że jest dobrze. Wyparła to, odsunęła. Teraz myślała tylko o tym -jak ona mogła TAK wychować córkę…

Na zawsze razem (cz. 50 c)

 

Photo by Vlad Kutepov on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.