Szczęście. Ma tak wiele znaczeń. Jest tak niezwykle pojemne. Każdy rozumie go na inny sposób. Jak ja to widzę? Czuję, że jedna z twarzy mojego szczęścia ma na imię Julia. Opierałem się, broniłem i oszukiwałem, a teraz zobaczyłem to bardzo wyraźnie.

Co powoduje, że ludzie się w sobie zakochują? Oczywiście wykluczając urodę, bo ona jest tylko wabikiem. Potem trzeba się jednak jakoś dogadać. Mieć jakieś poglądy, zainteresowania, marzenia, dążenia, pragnienia. Trzeba mieć jakiś pomysł na siebie, wizję związku, oczekiwania. Zawsze sądziłem, że lepiej kiedy ludzie są ulepieni z jednej gliny, że tak jest znacznie łatwiej. Patrzy się w tę samą stronę, widzi się podobnie, zielone jest zielone, a  nie seledynowe… Tymczasem wszystkie moje związki jaskrawo i dobitnie świadczyły o tym, że jest całkiem inaczej. Im ktoś był bardziej podobny do mnie, tym szybciej topniała fascynacja. Tym prędzej wypalał się ogień i gubiło zainteresowanie.

Kiedyś, dawno temu rozmawiałem o tym z ojcem. Jak to właściwie jest jego zdaniem. Pamiętam, że powiedział mi wtedy o jednej, ważnej rzeczy. O tym, że w miłości najważniejszy jest jakiś wspólny cel i to czy uda się znaleźć jedną drogę, którą razem, ramię w ramię i na przekór burzom się podąża. Reszta jest nieistotna. Początkowo nie bardzo wiedziałem o co mu chodziło, – przymarudza, filozofuje, pomyślałem. Teraz zaczynam rozumieć.  Zastanawiam się czy to z Julką przyjdzie mi szukać tej ścieżki, ale to może dużo za wcześnie na te rozważania.

Tymczasem rano wybuchła mała afera. Tuż przed siódmą do naszych drzwi zapukał chłopak Tośki – Adrian. Powiedział, że się umówili i dziś razem jadą do szkoły, i że on poczeka na Tośkę, aż ona się przygotuje. Moja siostra była zachwycona, reszta domowników niekoniecznie. Nikogo nie uprzedzili o swoich planach. Do tego młody miał tupet i wielkie pokłady nonszalancji. Jakby nigdy nic usiadł z nami (a właściwie rozwalił się na krześle) do rodzinnego śniadania i to jeszcze zanim mama zdążyła mu to zaproponować. Gumę do żucia przykleił do talerza i wcinał aż mu się ręce trzęsły, spoglądając na mnie spode łba. A potem bezceremonialnie wziął moją siostrę za rękę i wyszli.  Powiedziałem mu na odchodne, że ma na nią uważać, bo będzie miał ze mną do czynienia.  Specjalnie się tym faktem nie przejął choć był od mnie młodszy i niższy o jakąś głowę. Już wiem, że raczej się nie zaprzyjaźnimy. Zastanawiałem się co widzi w nim moja cudowna siostrzyczka. Postanowiłem z nią poważnie pogadać. Później. Tymczasem także wyruszyłem na uczelnie.

Byłem jakiś przymulony. Zamiast myśleć o nauce miałem przed oczami Julkę. Myślałem jakby tu wykombinować wolny wieczór żeby choć na chwile się z nią spotkać. I kiedy właśnie tak rozważałem napisała do mnie wiadomość, że zaprasza wieczorem, jeśli mam czas, na kolacje. Rodziców nie będzie więc może zechcę zanocować? Dwa razy powtarzać nie musiała. Postanowiłem przełożyć trening i odpisałem, że będę po 21. Dostałem lawinę serduszek.

Kiedy tak stałem zachwycony wizją spotkania z Julią podeszła do mnie Magda. Była jeszcze drobniejsza niż kilka dni temu, blada, zmęczona i strasznie smutna. Powiedziała mi, że mama jest nadal w szpitalu. Ma problemy z mówieniem i niedowład lewej strony ciała. Madzia nie wiedziała, co ma robić. Czas dzieliła między szpitalem, a uczelnią. Mało sypiała, niedojadała. Martwiła się o zdrowie mamy. I bała, że zostanie całkiem sama. Zapytała czy wieczorem nie pouczylibyśmy się razem, bo ma dość samotności. Było mi jej tak strasznie żal. Rozczulała mnie kompletnie. Poruszała jakąś czułą strunę. Przytuliłem ją spontanicznie i pogładziłem po włosach. Rozpłakała się. Jak małe, bezbronne dziecko. Łzy kapały jej z coraz większą częstotliwością, a mnie było coraz bardziej przykro. Wstydziłem się tego, że rozbudziłem w niej nadzieję na coś więcej, a teraz zabieram jej nawet możliwość spędzenia czasu razem, bo idę na randkę. A ona zostanie całkiem sama. Sama jak palec.

Gdyby nie to, że bałem się o to jak się skończy to nasze wspólne zakuwanie, pewnie resztką przyzwoitości, która się we mnie jeszcze tliła przełożyłbym spotkanie z Julką. Czułem jednak, że ten wieczór z Magdą tylko jeszcze bardziej skomplikuje nasze życie, a właściwie nie tylko nasze. Całej trójki. Podjąłem decyzje i postanowiłem być konsekwentny. Zaproponowałem jej, że wprawdzie dziś nie wchodzi w grę, bo mam plany, ale za to jutro to ona może przyjechać do mnie i razem się pouczymy. Ku mojemu zaskoczeniu z chęcią przystała na tę propozycje. Jasna cholera…

Wracałem do domu z mieszanymi uczuciami. Znowu czułem się podle. Jak ja mogę zostawić kogoś w takiej sytuacji. Czy to przyzwoite? Ona tam teraz siedzi i płacze. Jest sama jak palec. Bez nikogo. Czułem się fatalnie.

Pożyczyłem od taty samochód. I tak by z niego nie korzystał, bo był na zwolnieniu i siedział w domu. Mogłem nim jeździć do woli o ile zatankuję potem ze swoich – w tej kwestii tata pozostawał nieugięty. Nazywał to szkołą życia i kształtowaniem charakteru. Dorabiałem, więc było mnie stać. Jeszcze. Obawiałem się, ze dwa, trzy wyjścia z Julka i po pieniądzach nie będzie śladu…A co tam, pomyślałem.

Byłemu niej kwadrans przed 21. Otworzyła mi drzwi ubrana w dresową sukienkę z kapturem i włochate papucie. Wyglądała cudownie. Zapomniałem o wszystkich wątpliwościach, wyrzutach sumienia i zgryzotach. Moje myśli zagarnęła Julka. Wszystkie. Chwilowo stałem się jak ten  pierzasty łapacz snów. Śniłem na jawie. A co jak nagle przyjdzie mi się obudzić i nigdy nic już nie będzie takie samo?

Kiedy na Twojej drodze staje miłość (cz. 14)

 

Photo by Jim Thirion on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.