Długo na nią czekał. Dziewczynki powiedziały mu wprawdzie, że ma kolację firmową, ale spodziewał się jej w domu znacznie wcześniej. Przysnął i kiedy przebudziwszy się nie zastał jej obok zerwał się na równe nogi pełen niepokoju. Na dodatek ktoś grzebał przy zamku w drzwiach wejściowych. Chwycił telefon i wyskoczył z łóżka.
Kiedy znalazł się w hollu właśnie ktoś otworzył drzwi. Zobaczył ją i telefon wypadł mu z rąk roztrzaskując się o podłogę. Patrzyła na niego ze zdumieniem i smutkiem jednocześnie. -Co się z nami stało, spytała idąc chwiejnym krokiem jednocześnie zrzucając z nóg szpilki.
Olał temat telefonu. Uznał, że chyba powinni wreszcie porozmawiać. Widział, że jest wprawdzie dobrze wstawiona, ale on miał ochotę na wymianę myśli właśnie teraz. Był świeżo po nadmorskich wnioskach i pragnął się nimi z nią podzielić. Zapytał czy napije się z nim herbaty. Najpierw przytaknęła, a potem poprosiła o kawę. Zrobił taką jaką lubiła – łagodną z ekspresu z łyżeczką cukru i spienionym mlekiem. Wydawało mu się, że może wreszcie ruszą do przodu, wypracują kompromis.
Kiedy postawił przed nią kawę ona niespodziewanie wybuchła płaczem. Jeszcze nigdy nie słyszał żeby tak płakała. Łkała, dusiła się, szlochała. Tak jakby uwolniła właśnie wszystkie emocje, które zbierały się w niej od lat. Zdębiał. Nie przewidział tego i całkiem nie wiedział co powinien teraz zrobić. Atmosfera między nimi była na tyle napięta, że nie mógł przełamać się żeby ją przytulić. A co jak go odepchnie?
Usiadł naprzeciw niej. I patrzył. Ona zakryła oczy rękoma jakby wstydząc się tych łez. Kiedy trochę jej przeszło spróbował dotknąć jej dłoni, ale szybko ją zabrała. Patrzył z coraz większym zaskoczeniem jak bardzo zasklepiła się w sobie. Jak nie chce go do siebie dopuścić. Zastanawiał się dlaczego. Zastanawiał się kto za tym wszystkim stoi? Paweł? Przemknęło mu przez myśl. Przecież to jego imię wypowiadała z taką czułością kilka dni temu przez sen. Czyżby coś było na rzeczy?
Jeszcze nigdy nie czuł żeby była mu bardziej obca. Wyrósł między nimi mur. Pamiętał tylko jeden konflikt, który jednak nijak się miał do tego. Wtedy poszło o model wychowania dzieci. On stawiał na twardą szkołę życia i dużą samodzielność, ona była za partnerskimi relacjami w domu i ścisłym nadzorem rodzicielskim. Wtedy też było dość nerwowo. Każde z nich grało do swojej bramki, każde wychowywało po swojemu. Na szczęście urodziła się druga córka i temat sam się rozmył. Ona trochę ustąpiła, on też nieco odpuścił.
Usiłował sobie przypomnieć jak takie konflikty wyglądały w jego domu rodzinnym, ale tu rozwiązania nie znalazł. Kiedy matce wysiadały nerwy ojciec groził, że zostanie z niczym i tyle, albo przestawał się odzywać. To działało, wystarczało. Zawsze. Nigdy nie pracowała, nie miała zawodu, ani doświadczenia. Nie miała także prawa głosu. Była w potrzasku, więc nie wychylała się. Zaakceptowała to, pogodziła się. Jej rolą było dbanie o dom – jego, sprawy wyższe. Kiedy miała doła, bo miewała gorsze dni – dzwoniła do koleżanki i wylewała na męża wiadro pomyj. On, jej syn przysłuchiwał się temu czując, że to nie jest zachowanie na poziomie. Jak można obgadywać bliska osobę. I to jeszcze w taki sposób. Matka kojarzyła mu się z postawą wiernopoddańczą. Czasem trochę pomarudziła, pozrzędziła i ponarzekała, a i tak każdy wiedział, że zawsze zrobi to czego pragnie ojciec.
Joanna była jednak inna. Przez długi czas wydawało mu się, ze tworzą układ idealny. On dał jej dużo luzu, ona pozwoliła mu zająć się pracą na dwa etaty. Sama wsiąkła również w dwa etaty – dom i prace, w której odnosiła duże sukcesy. Organizowała dom, dbała o dzieci i o siebie. Raczej nie narzekała, a jeśli nawet to robiła to tak, że on tego nie słyszał. Kiedy była zmęczona szła do kosmetyczki, albo zakładała dres i wychodziła biegać. Do tej pory wszystko rozchodziło się po kościach. Do tej pory…
Wstał żeby podać jej chusteczkę, bo wydawało mu się że przestała płakać. Kiedy podniósł się od stołu, ona też wstała. Podeszła do niego blisko i wyszeptała, że nie wie czy ma ochotę dać mu kolejną szansę…
Photo by Tim Mossholder on Unsplash