Dobrze wiedział, że ją przestraszy. Robił w końcu wszystko by osiągnąć ten efekt. Powiedziała mu odrobinę za dużo. Jak zwykle. Teraz miał ją w garści, ale czy chciał docisnąć mocniej? Czy naprawdę zależało mu żeby skapitulowała?
Spojrzał jej głęboko w oczy i dostrzegł przerażenie. Czego się tak bardzo obawiała? Tego, że nie zechce jej zabrać do tej, jak to kiedyś określiła, upiornej Szwecji, gdzie miał podpisać lukratywny kontrakt z doskonałą kliniką? A może, że odbierze jej dzieci? Przypuszczał, że bała się kary, reprymendy, zmiany. Nagle to, co zdawało jej się być pod kontrolą, wymknęło się z rąk. Miała więcej do stracenia. Więcej do przegrania. Teraz to znowu on ustalał zasady i reguły. Świetnie się czuł w tej roli. I pomyśleć, wystarczyło tylko trochę opanować rozszalałe emocje, ciut wyhamować…
Nie rozumiał całej tej rozróby. Wyjechaliby na jakiś czas. On zarabiałby kokosy. Ustawili się fantastycznie. Mieszkali w pięknej willi. Dziewczynki nauczyłyby się języka, poznały kulturę, zasmakowały inności. Oni zaczęliby jakby od nowa. Na całkiem innym gruncie. Ona mogłaby odpocząć, czytać, zwiedzać, zawiesić na kołku tę swoją kosmiczną karierę, zatrzymać się, odetchnąć pełną piersią. Przecież nie chciał jej zniewolić. Nie chciał zamknąć w złotej klatce, bo wiedział, że na to nigdy by się nie zgodziła. Nawet nie pozwoliła sobie wytłumaczyć, wyjaśnić. Wszystko przekreśliła.
Przyszło mu nagle do głowy, że zrobiła to wszystko ze względu na TAMTEGO. Na Pawła. Może nie wyobrażała sobie już wtedy tego, że mogłaby żyć z dala od niego? Może obawiała się, że będzie tęsknić? No chyba nie tego, że przez nią upadnie firma?! Ta cała jej kariera była śmieszna. Kuriozalna. Mogła ją sobie dalej robić po powrocie, choć wcale nie musiała. Nikt tego od niej nie oczekiwał. Dziewczynki byłyby wniebowzięte gdyby nie pracowała. Pozostaje tylko jedno pytanie – czy On, ten Paweł czekałby?
Ten cały Paweł zawsze jej nadskakiwał. Upiornie przyzwoity, oszukany przez żonę biedak, szarmancki pajac, właściciel kota. Szef. Samiec alfa, przewodnik po arkanach biznesu, kręcenia lodów, wkręcania klientów. Tyle o nim wiedział. Poznał go, ale nie przypadli sobie do gustu. Obaj mieli inne podejście do życia, a co za tym idzie inne poczucie humoru i sposób bycia. Tamten bywał bardziej miękki choć podobno negocjował twardo i umiał przeforsować swoje. Bezwzględnie.
Tamten miał nawet u niego dług wdzięczności po tym jak pomógł jego matce, która miała spore kłopoty z sercem. Skierował ją do swojego kolegi, który przebadał ją dokładnie, postawił diagnozę i kierował leczeniem. Matka była specjalnie traktowana, przyjmowana bez kolejek, bez pośpiechu. I co? I teraz TAMTEN chce mu odebrać żonę? A może już to nawet zrobił?!
Dobra, dość tych dywagacji. Był już zmęczony. Wycieńczony tą walka z Joanną. Tym tańcem-poplątańcem. Popatrzył znużonym wzrokiem na wszystkie swoje kobiety życia i powiedział, że chciałby coś wyjaśnić i o coś zapytać. W żołnierskich słowach streścił Joannie i dziewczynkom swoje plany wyjazdu do Szwecji. Poprosił żeby w ciągu kilku dni, wszystkie trzy dały mu znać jaka jest ich decyzja. Powiedział, że ten wyjazd jest właśnie powodem całego sztormu między nim i matką. Że on chce jechać, choć nie musi, a matka nie chce mimo, że może. Opowiedział jak miałoby wszystko wyglądać i dlaczego poważnie rozważa taką opcję. Nie powiedział nic więcej. Tylko, że to duża szansa dla niego, fajna przygoda dla nich. I że nie planuje osiedlić się tam na stałe. Tylko na jakiś czas.
Widział, że była wściekła. Kiedy skończył nie dopuściła córek do głosu. Krzyknęła, że zachował się obrzydliwie. Że dorośli ludzie tak nie postępują i że ona w ten sposób nie zamierza wcale rozmawiać z nim na ten temat. Założyła szpilki i wyszła z domu. Nikt jej nie zatrzymywał…