W poprzedniej części Annę odwiedziła Ewa. Zachowywała się bardzo dziwnie, nieswojo. Wyznała naszej słabowitej aktualnie farmaceutce, jakoby ta straciła podczas wypadku ciąże. Anna straciła nie tylko ciąże i nadzieję, ale również przytomność…

Ten sen był piękny i realistyczny. Tuliłam do swojej piersi małego, uroczego chłopca bez dwóch jedynek z przodu. Słodki szczerbulec patrzył na mnie z taką miłością. A ja? Byłam spełniona, spokojna -niczego nie potrzebowałam więcej. Mogłam do końca świata i o jeden dzień dłużej spacerować z tym rozkoszniakiem. Z moim synem.

Kiedy się ocknęłam nadal leżałam w znienawidzonym łóżku podłączona do aparatury. Pokój się tylko zmienił. Ten był mniejszy, bardziej klaustrofobiczny, z małym okienkiem. Poza tym- zostałam najwyraźniej do kogoś dokwaterowana. Obok, na łóżku leżała młoda dziewczyna. Była bardzo blada, wyglądała trochę jak duch, zjawa. Przestraszyłam się.

W międzyczasie zorientowałam się, że nie jestem już zespolona z tlenem. Oddycham na własną odpowiedzialność. Chrząknęłam, a z moich ust wydobyło się chrząknięcie. Wprawdzie dość ciche i zachrypłe, ale zawsze. Czułam, że dzieli mnie tylko krok od tego żebym zaczęła mówić i wtedy przypomniał mi się ten chłopiec.

Arnold zastała mnie całą we łzach. Upuścił kwiaty, które trzymał w ręku i klęknął przy moim łóżku. Głaskał mnie po głowie łykając pośpiesznie łzy i zgrywając twardego jegomościa pozbawionego emocji. -Anulka, Aneczko, co Tobie? Co się stało, pytał doskonale znając odpowiedź. Chyba chciał powiedzieć mi sam. Pewnie czekał na właściwy moment. Czekał aż wydobrzeję. Ewka najwyraźniej go ubiegła i na dodatek nie uprzedziła.

-Straciliśmy dziecko, wiesz, zapytałam go cicho, walcząc z otępiałymi strunami głosowymi. Wiesz, to był synek. Nasz synek. Widziałam go. Przyśnił mi się. Był piękny, tak podobny do Ciebie. I tak rozbrajający, słodki, uroczy. Powiedziałam Arnoldowi, że chciałabym znać szczegóły całej tej sytuacji i nie chcę żyć dłużej w nieświadomości. Co się stało wiem, ale czy będziemy jeszcze mogli mieć dziecko?

Arnold był wstrząśnięty. Nie, nie przypuszczał, że wiem. Nagle jego twarz stała się zimna, obca, wściekła. Zapytał mnie kto mi powiedział. Ewka? Tak, Ewka, Ewa. Widziałam, że był bliski wybuchu, ale się opanował. Stwierdził, że ta kobieta to chodzące zło w czystej postaci. Nie mieściło mu się w głowie, ze mogła zrobić coś takiego. Stwierdził, że on z nią już porozmawia. I nie będzie to miła pogawędka. Przestraszyłam się.

Siedział u mnie dłuższy czas. Ogrzał moje serce, otulił dusze. Jednak sam był niespokojny. Rozmawiał z lekarzem i przekazał mi, że operacja, którą miałam robioną rano powiodła się. Co do ciąży – wszystko wyjaśni się w najbliższych dniach.

Dziewczyna z łóżka obok przysłuchiwała się naszej konwersacji. Chyba wciągnęła ją nasza historia. Kiedy Arnold wyszedł, słabym głosem wyszeptała – Pani to ma szczęście Pani Anulo…

Arold i Spółka (cz. 45)

Photo by Blake Cheek on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.