Całe to zamieszanie jakie wywołały odwiedziny Magdy, a potem Julki spowodowały, że zacząłem na serio rozważać możliwość wprowadzenia się do babci Krysi. Byłem wściekły na mamę i Marysię, które usiłowały wpływać na moje życie. Czułem, ze nie mają do tego prawa. Zdawałem sobie jednak sprawę, że dopóki będę mieszkał z nimi w jednym mieszkaniu – nic się nie zmieni.

Jeszcze chwilę przed zajęciami zadzwoniłem do babci żeby się z nią umówić. Chciałem zapytać czy nadal chętnie przyjęłaby wnuka pod swoje skrzydła. Czy nic się u niej nie zmieniło. -Co się mogło zmienić? Zapytała mnie z wyczuwalną radością w głosie?! Powiedziała, że mój pokój czeka, a ona przyjmie z radością lokatora, który rano kupi jej pieczywo i wprowadzi nieco ożywczego przeciągu do nudnego życia staruszki. Zaprosiła mnie po wykładach żeby ustalić co i jak. Byłem zachwycony. Czułem, że coś się wreszcie zmieni. Wydorośleję? Stanę na nogi? Coś w tym guście.

Babcia była mi osobą szczególnie bliską. Byłem jej ulubieńcem. Pewnie dlatego, że od zawsze uczestniczyła intensywnie w moim wychowaniu. Najpierw pomagała mamie kiedy się urodziłem, a potem gdy na świecie pojawiły się siostry, zabierała mnie na wakacje, działkę – żeby nieco odciążyć rodziców, a mnie zapewnić atrakcje. Była wyjątkowa. Miała mnóstwo siły, tony pogody ducha i ogromne pokłady cierpliwości. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek podniosła głos. Jasno stawiała granice i nakreślała konsekwencje, jak to psycholog z wieloletnim doświadczeniem. Nigdy zresztą nie chciało mi się testować jej wytrzymałości. Dogadywaliśmy się świetnie, a jak czasem coś zbroiłem – czekała mnie nie kara i reprymenda, a raczej rozmowa. Fajna. Bez oceniania, bez nakazywania. Czas spędzony w jej towarzystwie był doskonałą lekcją z życia.

To ona odkryła, że interesuje mnie biologia i warto zapisać mnie na dodatkowe zajęcia rozszerzające wiedzę. To ona woziła mnie do Pałacu Kultury na pływanie, ciągała do Filharmonii Narodowej na koncerty i załatwiała bilety do kina, teatru, czasem opery. Fajnie mi z nią było. Kiedy spędzałem u niej weekendy zawsze dogadzała mi kulinarnie. Omleciki, warstwowe kanapeczki, zupa z dyni, pierogi ruskie, placki ziemniaczane. Jednym słowem rozpusta kulinarna. I pełen luz. Subtelny nadzór bez kosmicznych ograniczeń, które zawsze serwowała mi nadopiekuńcza mama. Czasem nie chciało mi się wierzyć, że obie panie są ze sobą tak blisko spokrewnione…

Babcia była bardzo lubiana. Szanowała innych ludzi i zawsze powtarzała, że w życiu ważni są właśnie ludzie i ciepłe relacje z nimi, a nie rzeczy, bajery i szpan. Karmiła okoliczne gołębie i dziko żyjące koty jednocześnie troszcząc się o siebie. Zawsze starała się zdrowo odżywiać, ćwiczyła i regularnie chodziła na spacery. Miała też swój jeden mały grzeszek. Odkąd pamiętam zawsze po obiedzie zapalała jednego papierosa. Jak mawiała – żeby nie utyć nadmiernie. Zamiast deseru. Ja pałaszowałem serniczek, a ona w kuchni puszczała dymek. Byliśmy ze sobą zżyci i dogadywaliśmy się doskonale.

Mieszkała w przedwojennej kamienicy. Miała spore mieszkanie z wysokim sufitem. Składało się z dużego, zabudowanego szafami przedpokoju, obszernej kuchni z okrągłym stołem, saloniku z potężną biblioteką i niewielkim telewizorkiem oraz dwóch sporych sypialni. Ta większa, z widokiem na zielone podwórze, była przeznaczona dla mnie. Kiedy babcia zaproponowała mi tę przeprowadzkę powiedziała, że specjalnie odłożyła jakąś sumę -tylko bez dyskusji!- żeby urządzić mi ten pokój. Chciała żebym miał komfortowe lokum. I kropka!

Mama początkowo kręciła nosem na ten pomysł, bo – do czego to podobne. Była nawet zła na babcię, że coś takiego przyszło jej do głowy. Słyszałam jak na nią fuka i utyskuje. Tata nie robił zagadnienia. Uważał nawet, że to dobry pomysł. Taki pierwszy krok w dorosłość. Oderwanie od matki, która najchętniej nadal trzymałaby mnie pod spódnicą.

Zajęcia minęły mi bardzo szybko. Nikomu nie mówiłem o swoich planach, bo i po co. Magda była jakaś nieobecna, a kolega z innej grupy, ten który postanowił ją poderwać, wzmógł działania. Słyszałem jak zaprasza ja na kawę i o dziwo… powiedziała -tak. Poczułem ukłucie zazdrości, ale nie miałem czasu się nad tym rozwodzić. Założyłem bluzę, bo strasznie wiało i pełen entuzjazmu pobiegłem w kierunku mieszkania babci.

Kiedy na Twojej drodze staje miłość (cz. 22)

Photo by Luis Machado on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.