Niczego bardziej nie pragnąłem jak mieć normalną rodzinę. Ja, ona i dwójka lub trójka rozbrykanych diablątek- tak widziałem swój świat. Skończyłem dobre studia, miałem łeb na karku i dobre wyczucie rynku, byłem pewien, że dam radę utrzymać tę czeredkę bez większego trudu.

WPADŁĄ MI W OKO

Karolinę poznałem na trzecim roku studiów, na jakiejś domówce na która przyszedłem zresztą z ówczesną dziewczyną.  Wpadliśmy sobie w oko od początku i krążyliśmy wokół siebie niczym meteory. Było dość trudno, bo ona również nie zjawiła się tam sama. Podążaliśmy za sobą wzrokiem, by pod koniec imprezy wreszcie chwilę ze sobą porozmawiać na papierosku. Wyszedłem na niego za nią, bo sam nigdy nie paliłem, ale każdy pretekst był dobry. Miałem mało czasu, więc od razu poprosiłem o numer telefonu. Dała mi go bez pytania uśmiechając się tylko uroczo. To był fart, bo dosłownie minutę później obok nas zjawili się, jakby wyrośli spod ziemi, nasi partnerzy i we czwórkę kontynuowaliśmy jakąś siloną wymianę myśli, by po chwili rozejść się w przeciwne strony.

Zadzwoniłem do Karoliny następnego dnia i od razu umówiliśmy się na spacer, po którym niemal natychmiast stało się jasne, że chcemy być razem. Rach, ciach i już. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia i nie wyobrażaliśmy sobie świata bez siebie.

PODOBIEŃSTWA SIĘ PRZYCIĄGAJĄ

Dużo nas łączyło. Oboje byliśmy ambitni, pracowici i niezwykle skupieni na rozwoju. Oboje biegaliśmy, uczyliśmy się dwóch języków i uwielbialiśmy podróże. Oboje pragnęliśmy również żyć na niezłym poziomie, coś osiągnąć i mieć dom pod Warszawą. Duży, przestronny, klimatyczny. W samym środku lasu. Z basenem, sauną i ogromnym ogrodem.

JAK PAPUŻKI NIEROZŁĄCZKI

Byliśmy nierozłączni. Widywaliśmy się każdego dnia, spędzaliśmy ze sobą każdą chwilę. Jedyną rzeczą, która dzieliła nas od początku – było wyobrażenie tego, jak powinna wyglądać rodzina. Może nawet nie wyobrażenie, a oczekiwanie. Ja chciałem wziąć ślub i od razu przystąpić do powiększania składu drużyny, a ona planowała jeszcze wcześniej coś osiągnąć na polu zawodowym. Nawet nie chciała słyszeć, że przecież mogłaby to nieco odsunąć w czasie, że dam rade utrzymać dom i tak dalej. Głodna była tego sukcesu jak mało kto, a poza tym pragnęła mieć. Mieć ten dom, mieć dobry samochód, mieć świetne jakościowo ciuchy i wczasy na dziewiczych wyspach. Pieniądze były dla niej piekielnie istotne.

NIE MA IDEALNYCH ZWIĄZKÓW?

Mimo tych rozdźwięków zamieszkaliśmy razem licząc, że wszystko się jakoś da pogodzić, że się poukłada. Wzięliśmy kredyt, a potem ślub. Po cichu miałem nadzieję, że żona w końcu zmięknie. Dobrze zarabiałem, awansowałem, ale ona nie ustępowała mi ani na krok. Chwilami wydawało mi się, że rywalizuje ze mną, że nie chce być „gorsza”. -Widzisz, kobieta potrafi, mówiła zdobywając kolejny, upragniony i ciężko wywalczony awans.

MIAŁEM DOŚĆ

W pewnym momencie całkiem przestało mnie to wszystko bawić. Zbliżaliśmy się do trzydziestki, w moim odczuciu, to był ostatni moment, żeby w końcu postarać się o pierwsze dziecko – i wtedy dostałem obuchem po głowie. Karolina, oświadczyła mi, że ona chyba jednak nie ma instynktu macierzyńskiego. Wcale. Nic, a nic. Być może, za jakiś czas, zgodzi się na eksperyment pod tytułem – potomek, ale im dużej żyje ze mną we dwójkę, tym bardziej nie wyobraża sobie ani ciąży, ani rezygnacji z pracy, ani rozstępów, ani w końcu małego płaczka, który nie da jej spać w nocy i powyciąga piersi na wszystkie strony. Oniemiałem.

NIE CHCIAŁA DZIECKA…

Kolejne kilka lat woziliśmy się z tematem dziecka. Atmosfera w naszym związku spuchła do granic nieprzytomności. Ona zarzucała mi, że ją naciskam, że wymuszam, a ja zarzucałem jej, że jednak planując wspólną przyszłość ustaliliśmy, że będziemy mieli dzieci, więc mnie oszukała. Oskarżeniom nie było końca. Odsunęliśmy się od siebie, zamiast kosmicznego przyciągania było raczej galaktyczne oddalenie. I chłód, niezrozumienie, obojętność? Żyliśmy obok siebie obrastając w kolejne dobra, organizując kolejne przyjęcia dla grubych ryb z naszego zawodowego akwarium. Pływaliśmy doskonale oboje. Ja miałem tylko coraz mniejsze poczucie sensu. Po co mi był kolejny zegarek, zapach z ekskluzywnej perfumerii czy garnitur z metką kującą w oczy. Po co był ten cały cyrk, ta pokazówka i wyścig?! Miałem to gdzieś.

MAŁŻEŃSTWO BEZ DZIECKA, TO NIE DLA MNIE!

Tuż przed czterdziestymi urodzinami poddałem się chyba. Przestałem wierzyć, że jeszcze uda namówić się Karolinę na potomka. Zegar tykał, a my nie byliśmy wcale młodsi. W międzyczasie kilka lat walczyliśmy o zdrowie mojej żony, która ciężko zachorowała i otarła się nawet o śmierć. Na chwile nas to do siebie zbliżyło. Przez jakiś czas ważne było tylko to, żeby wyszła z tego, żeby ocalała. Kiedy jednak odzyskała formę powiedziała, że w tej sytuacji na pewno nie zdecyduje się już na poród.  Stwierdziła, że jej przykro. Że przeprasza. Jest za słaba, za stara i zbyt zmęczona ostatnimi wydarzeniami. Trzasnąłem drzwiam, wyszedłem do ogrodu i popłakałem się. Ja, twardy facet, płakałem jak bóbr. Czułem się bezradny, oszukany i nieszczęśliwy. Miotałem się między lojalnością i miłością do niej, a rozczarowaniem i poczuciem kompletnej klapy. Czułem, że przegrałem życie. Nie widziałem żadnego sensownego rozwiązania tej sytuacji.

WTEDY SPOTKAŁEM JĄ

I wtedy spotkałem ją. Byłą młodsza o dziesięć lat, rozwiedziona. Samotnie wychowywała pięcioletnią córkę. Pracowaliśmy przez ścianę i często spotykaliśmy się w windzie i w kuchni. Była urocza. Taka normalna. Zwykła. Te wspólne, przypadkowe początkowo kawy, szybko przerodziły się w rytuał na który czekałem z niecierpliwością. Fantastycznie nam się rozmawiało, no i podobaliśmy się sobie. Nie ukrywała, że jest samotną matką ale w żartach wspominała, jakby asekurując się, że nie chce sobie utrudniać życia mieszając się teraz w jakieś skomplikowane relacje damsko-męskie. Dla mnie nie wchodziły one w grę, bo miałem przecie żonę…

CÓŻ, ZAFASCYNOWAŁA MNIE!

Było mi ciężko. Z każdym dniem zakochiwałem się w Magdzie coraz bardziej. Wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi. Strasznie mieszając w naszych poukładanych światach. Z każdym dniem Karolina stawała mi się coraz bardziej obca i obojętna. W końcu podjąłem męską decyzję. Spakowałem swoje rzeczy i wyniosłem się z tego odpicowanego domu, do znacznie skromniejszego, wynajętego mieszkania, w którym bez większych oporów zacieśniałem relacje z Magdaleną. Dojrzeliśmy do tego. Pragnęliśmy być razem. Tworzyć rodzinę. Najpierw jednak postanowiliśmy lepiej się poznać.

ŻONA NIE ROBIŁA MI PROBLEMÓW

Karolina odpuściła bez zbędnych dram. Przyznała mi racje, że nie tak miało być i pozwoliła odejść. Ustaliliśmy podział majątku i rozdysponowaliśmy wspólne zwierzęta domowe. Mi przypadł w udziale pies, ona zostawiła sobie dwa ukochane koty. Miałem wrażenie, że gra. Wydawało mi się, że liczyła na mój rychły powrót, na to, że zmienię zdanie, zatęsknię. Chyba nie umiała sobie wyobrazić, że mógłbym ułożyć sobie życie z kimś innym niż ona.

HURA, JESTEŚMY W CIĄŻY

Po roku randek i sześć miesięcy po rozwodzie – wzięliśmy z Magdalena ślub cywilny. Mieszamy w przytulnym mieszkaniu na Starówce ani myśląc o przeprowadzce do wielkiego domu pod Warszawą. Chyba oboje mamy inne priorytety i oczekiwania od życia. Wychowujemy mała Anię dzieląc się obowiązkami. Lada chwila moja druga zona rezygnuje z pracy, bo za kilka miesięcy na świecie pojawi się nasza córka. Wymarzona. Wyśniona. Upragniona. Najcudowniejsza na świecie.

WRESZCIE BĘDĘ OJCEM!

Tym razem nie było ani cienia wątpliwości – będę utrzymywał moje kobiety, a żona zajmie się wychowaniem dzieci i domem. Potem chcemy jeszcze raz zostać rodzicami. Magda, jak ja, zawsze marzyła o gromadce dzieci i obiecała mi, że nie zmieni zdania.

Jestem cholernie szczęśliwy. Tak szczęśliwy jak jeszcze nigdy. Chwilami boję się, że to tylko piękny sen z którego przyjdzie mi się obudzić.

NIE CHCE MODELKI ROBIĄCEJ KARIERY, CHCĘ ŻONY, KOBIETY RODZINNEJ

Dziś na jednej z wielu konferencji spotkałem Karolinę. Znowu awansowała. Zrobiła sobie nowe piersi i lifting. Wyglądała fantastycznie. Zadbana kobieta z klasą. Po prelekcji podeszła i zapytała mnie co słychać, zaproponowała wspólny spacer. Może to było mało eleganckie z moje strony, w końcu łączyło nas kiedyś całkiem dużo, ale powiedziałem, że dziękuję ale nie mogę. Musze wracać do domu, bo tam czeka na mnie przyrodnia córka i żona w ciąży. Kobieta, która nie bała się złamanej kariery, rozstępów i zniszczonego ciążą ciała. Podziękowałem jej raz jeszcze za te wspólne lata i życzyłem szczęścia. Wiedziałem, ze dla niej ma ono całkiem inny smak niż dla mnie. Szkoda tylko, że przekonaliśmy się o tym tak późno. Może gdybym wiedział wcześniej uniknęlibyśmy tak wielu gorzkich łez…

 

Zaprasza także na inne opowiadania!

Idźcie sobie precz moje MARZENIA! Idźcie precz…

 

Photo by Vlad Shalaginov on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.