
Pierwszy raz od wielu lat poczuł się całkowicie bezradny. Załamany. Nie miał w zwyczaju przegrywać. Cale życie, z chirurgiczną precyzją, realizował to, co sobie założył. Nie było miejsca na kapitulację, odwrót czy nagłą zmianę planów. Było tak, jak chciał. I koniec. Teraz jego świat się walił, życie traciło sens, a pewność siebie topniała niczym lód. Po co się tak szarpał, po co walczył i zabijał? Po co to wszystko?! Wreszcie, dlaczego wybrał JĄ?
Kiedy podeszła do niego i wyszeptała, że nie wie, czy ma mu ochotę dać kolejną szansę, oniemiał. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nigdy tego, że jego żona okaże się tak nieprzejednana, zapiekła i obojętna. Do tej pory miał przekonanie graniczące z pewnością, że Ona nigdy nie odważy się go opuścić. Przecież dobrze jej się żyje. Mają dzieci, poukładany świat… No i o co jej chodziło z tą KOLEJNĄ szansą. Kiedy dała mu poprzednią?
Przez głowę przeleciała mu myśl o tym, że może coś wiedziała. Może znała jakąś jego pilnie strzeżoną tajemnicę? Tylko dlaczego nigdy, nic nie powiedziała…?! To chyba niemożliwe. Przecież z pewnością by to odczuł, zorientował się, zauważył…
Zastanawiał się co by było, gdyby związał się z inną kobietą. Może, tak jak radził ojciec, powinien był sobie wybrać kogoś bez większych ambicji zawodowych, bez aspiracji? Kogoś, kto doceniłby jego wysiłek i stworzył mu dom, jak jego matka. Kogoś, kto byłyby od niego zależny w stu procentach, ale także na sto procent oddany. Kogoś, kto zawsze czekałby z obiadem, kawą, uśmiechem i dobrym słowem. Kogoś kto doceniłby jego wysiłek, walkę, ciężką pracę, odpowiedzialność, którą dźwigał każdego dnia na swoich plecach. Odpowiedzialność za życie innych…
Wydawało mu się, że Joanna rozumie, że docenia, że dostrzega. Nigdy nie opowiadał jej jak to jest, kiedy na stole operacyjnym nagle odchodzi człowiek i mimo wysiłków nic nie można zrobić. Nie zwierzał się, jak to jest, kiedy trzeba powiedzieć o tym żonie, córce, matce czy innej bliskiej temu człowiekowi osobie. Nie zwierzał się z tego, bo starał nie przenosić pracy do domu, ale przecież nie był bez serca. Oczywiście, trening czyni mistrza. Z czasem nabrał dystansu. Jednak serce, było sercem… Czuł i myślał…
Myślał o wszystkich swoich pacjentach, którym nie udało się pomóc. Każdy z nich niósł swoją historię. Każdy kogoś kochał, o coś się martwił i bał się śmierci. Przeraźliwie nie chciał odchodzić. A on im asystował przy tym przechodzeniu do innego świata. Asystował wbrew woli, bo zaczynając operować, robił zawsze wszystko, co w jego mocy, by to życie im przedłużyć… Czy ona to rozumiała? Czy wiedziała z czym się zmaga każdego dnia?
Tak samo zmagał się z kobietami. Całą młodość szukał i wybierał. Przyglądał się. Przed ślubem spotykał się z wieloma. Nigdy jednak nie fascynowały go babki bez planu na życie. Te które natychmiast chciały go uziemić, poślubić zostawiał bez mrugnięcia powieką, te, które były zbyt przebojowe -drażniły, potulne -męczyły, romantyczne -irytowały. Joanna była ulepiona z cech, które przyciągały go jak magnes. No i te nogi…
Może nie była najbardziej namiętna kochanką, może nie umiała za bardzo okazywać uczuć, ale zdawało mu się, że tworzą zgrany zespół. Ona i On – dwoje na huśtawce, przemknęło mu przez myśl. Tak, zawsze byli jakby na huśtawce. A właściwie to on się bujał, a ona ściągała go na ziemię jednocześnie wprowadzając maszynę w ruch i wysyłając go do nieba. Dawała mu siłę. Dzięki niej czuł, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nie, nigdy by jej tego nie powiedział, ale była taką kotwicą i sterem. Jakże często szukał jej poparcia, patrzył na reakcje.
Fascynowało go też to, jak fantastycznie znała się na ludziach, jaki miała instynkt, wyczucie. Wiedziała, czy ktoś jest przychylny czy nie, czy potrzebuje pomocy, czy może pragnie ciszy i spokoju. Wiedziała to wbrew temu, co ten ktoś usiłował udawać. Miała nos. Ileż razy otworzyła mu oczy, pokazała inne wyjście, podpowiedziała łatwe rozwiązanie piekielnie trudnej, z pozoru, sprawy. Cenił ją. I kochał. Nadal.
Zapytał ją czy chce od niego odejść. Do Pawła. Zapytał i pytanie zawisło w powietrzu niczym balon z helem. Ukłuło go to. Liczył, że od razu zaprzeczy, że parsknie śmiechem, że powie mu o tym jakie to niedorzeczne. Nic takiego się nie stało. Złamała mu serce. Bezsprzecznie złamała. Nie wiedział już co ma myśleć i na co liczyć. W głowie miał kłębowisko myśli. Nie, nie był z żelaza. Czuł się teraz jak błędny rycerz. Ten Paweł nie był najwyraźniej takim nikim, albo TYLKO szefem. Był kimś. Albo zaczynał kimś być. Albo był od dłuższego czasu, a ona tylko udawała, że jest dobrze. Czekała na pretekst żeby tego Pawła wyciągnąć niczym królika z kapelusza.
Łzy popłynęły mu po policzku. Tak ma być? Sam ma pojechać do tej Szwecji? Ta cholerna Szwecja będzie końcem ich małżeństwa? A z kim zostaną córki? Nie, nie odda jej ich. Po jego trupie. Dzieci zostaną z nim. Kiedy wyszła spod prysznica spojrzał na nią. Widziała, że płakał. Zrobił z siebie słabeusza i błazna. To bolało, ale było mu już wszystko jedno. Jutro coś wymyśli. Coś zrobi. Ogarnie sytuacje. Jutro. Patrzył jak Joanna zamyka drzwi od sypialni. Smutek przeradzał się w chęć zemsty, we wściekłość i furię. Już wiedział, co zrobi. Wstał z kanapy i z rozmachem otworzył drzwi sypialni…
Photo by ikhsan-sugiarto on Unsplash