Podjąłem decyzję. Prostuję drogi, stawiam granice, wracam do zasad i kończę z piwem. Moje życie skomplikowało się zdecydowanie za bardzo. Lubiłem proste sytuacje, a nie te rodem z komedii romantycznych nagradzanych złota maliną za najgorsza szmirę na rynku!
Gdybym miał wpisać gdzieś stan swoich uczuć musiałbym użyć zwrotu -TO SKOMPLIKOWANE. Mimo podjęcia decyzji miotałem się nadal. Nie łatwo było zrezygnować z żadnej z nich, ale kłamstwo mnie brzydziło. Pomyślałem nawet, że może jakimś rozwiązaniem byłoby porzucenie zarówno Julii jak i Magdy. Ale i przepędzenie na dobre Łucji, która, zdaje się, przyczepiła się do mnie jak rzep do psiego ogona. Znałem takie. Wiedziałem, że łatwo nie odpuści. Łatwo nie odpuści, no i co z tego? Przecież nie jestem bezwolnym cielakiem. Jasny gwint, byłem już zmęczony tymi gwiezdnymi konstelacjami. Tym tańcem z Madonnami. Kobiety potrafią człowiekowi namieszać w głowie…
Kiedy przyszedłem na uczelnię Łucja od razu uwiesiła mi się na szyi. Całusek na dzień dobry, może pójdziemy na przerwie na kawę, usiądziesz obok mnie, co słychać, terkotała bez opamiętania. Opędzałem się od niej niczym od muchy tse-tse. Kątem oka dostrzegłem Magdę. Była nie w sosie. Niby nic, niby nadal jesteśmy kumplami, ale widok wijącej się u mych stóp Łucji odebrał jej humor. Machnęła mi od niechcenia ręką, usiadła w ostatnim rzędzie z miną wściekłej osy. Przeprosiłem Łucję i poszedłem do Magdy. Zapytałem o mamę, powiedziała że rano nastąpiła wyraźna poprawa, więc już nie musze się nimi przejmować. A w ogóle to nie ma ochoty na kurtuazyjną rozmowę. No i że musi skupić się na zajęciach, bo to trudny temat.
Magda mnie olała. Czy chciało mi się o nią walczyć? Dziś, nie. Byłem już zirytowany całą tą sytuacją. Najpierw mnie odpycha i trzyma dystans, potem wprasza się na imprezę na którą nie mam ochoty jej zabrać, następnie ściąga mnie w środku nocy do swojego mieszkania i prowokuje. Kolejno, zapewnia że ta noc nic dla niej nie znaczyła, bo wie, że kogoś ma, a na koniec obraża się kiedy widzi, że jakaś dziewczyna mnie kokietuje. Dość tego. Nie jestem chorągiewką.
Kiedy po zakończonych wykładach Magda podeszła do mnie nie dałem jej dojść do słowa. Powiedziałem, że miała rację mówiąc, że kogoś mam, a ta noc, choć fantastyczna, była jedną, wielką pomyłką. No i że cieszę się, że tak podchodzi do tematu, bo przyjaźń jest najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku. Widziałem, że zabolało. Było brutalnie i po męsku, ale miałem dość. Przełknęła ślinę żeby się nie rozpłakać. Powiedziała, że ceni moją szczerość i liczyła na taki obrót sytuacji. A noc rzeczywiście była cudowna choć nie powinna się w ogóle przydarzyć, ale trudno skoro się stało. Skoro tak, to zapomnijmy o niej i rzeczywiście wróćmy do tego co było wcześniej. Przystałem na te propozycję. Magda szybko skończyła rozmowę wymigując się brakiem czasu. Zarzuciła swój przechodzony płaszczyk i pobiegła.
Kiedy tylko odeszła, mój telefon się rozdzwonił. To była Julia z lekką pretensją w głosie. Bo ją lekceważę, nie odpisuję na smsy, albo z dużym opóźnieniem, bo nie oddzwaniam. Dlaczego tak się zachowuję? Nie kryjąc irytacji zapytałem o co jej właściwie chodzi i dlaczego oczekuję, że będę na każde jej skinienie. Mam zajęcia, sport, pracę i nie lubię chodzić na smyczy. Obruszyła się, ale zaproponowała spotkanie. Nie dziś, bo szedłem na trening, nie jutro i pojutrze, bo wieczorami pracowałem w knajpie. Umówiliśmy się za trzy dni. Nie była zachwycona.
Kiedy wyszedłem z uczelni znowu napatoczyła się Łucja. Stała z długim papierosem tuż przed wyjściem z budynku. Wyglądało, że na mnie czeka. Przeprosiłem ją, powiedziałem, że nie mam czasu, bo już jestem spóźniony i pobiegłem przed siebie. Uciekłem przed nią… To wszystko zaczynało przypominać horror!
Photo by Jose Aragones on Unsplash