W poprzedniej części Anna, ku swojemu zaskoczeniu, obudziła się w szpitalu. Mimo wysiłku nie umiała sobie przypomnieć jak się tam znalazła i co się właściwie stało. Kiedy chciała zapytać o to, przybyłych do niej w odwiedziny Arnolda i rodziców, zorientowała się jednak, że chwilowo głos uwiązł jej w gardle i nie jest w stanie go z siebie wydobyć. Była uwięziona z własnymi myślami.

Siedzieli u mnie dość długo. Tak mi się przynajmniej wydawało. Pod koniec chyba usnęłam, bo nie pamiętam kiedy wychodzili… Arnold opowiadał o domach które obejrzał. Powiedział, że ma dwa na celowniku i następnym razem wpadnie z laptopem, żeby pokazać mi co rozważyłby na poważnie. Chciałby znać moje zdanie, bo jeden z domów szczególnie utkwił mu w sercu i na serio zastanawia się czy nie kupić go. Mieści się na Żoliborzu, ma piękną historię, duży ogród i niemal w stu procentach spełnia nasze oczekiwania. I cena nie jest, jak na tę lokalizację, bardzo wygórowana. Jednak nie zamierza robić niczego bez mojej akceptacji. Oznajmił także, że pewnie wieczorem odwiedzi mnie Ewa, bo bardzo się martwiła co się ze mną dzieje i odszukała go żeby zapytać co ze mną. Wprawdzie starał się ja wyciszyć, ale uparła się, że musi mnie zobaczyć, więcpo długich targach zdradził jej moją aktualna lokalizację. Zastanawiałam się po co targował się z Ewą. Przecież dobrze wie, że to jedna z najbliższych mi osób. Ciekawe czy przypadli sobie do gustu…

Rodzice mieli nosy spuszczone na kwintę choć usiłowali podgrywać zrelaksowanych i zadowolonych z życia. Tata silił się na dowcip i stale, nerwowo głaskał moją rękę, mama z trudem opanowywała szloch. Kiedy wreszcie jej się to udało zaczęła wspominać moje dzieciństwo. Tak się rozkręciła, że nagle, nie stąd ni zowąd zaczęła mówić mi jak to nie może się doczekać wreszcie wnuka. Tata łypał na nią wściekle, Arnold zgrywał niewzruszonego, a ona brnęła w te swoje opowieści. No i że jak wreszcie wyjdę to pewnie przyjadę do nich (taty i jej) żeby dojść do formy. Że już ona otoczy mnie należytą opieką, odkarmi, postawi na nogach i odegna zły los, który się do mnie doczepił.

Zły los? Co ta moja mama opowiadała. Byłam innego zdania. Wreszcie spotkałam miłość życia, miałam wiele fascynujących planów i spełniały się moje najskrytsze marzenia. Nie wiem co się działo dalej, bo usnęłam. Kiedy przebudziłam się ponownie w pokoju krzątała się sympatyczna pielęgniarka, a na stoliku obok łóżka stał ogromny kosz kwiatów. Od kogo? Nie miałam pojęcia. I nawet nie miałam jak zapytać. Spodziewałam się, że to pewnie sprawka Arnolda…

Dziwne, nie wiedziałam czy jest ranek czy południe. Jakbym całkowicie straciła poczucie czasu. Byłam trochę jak kukła. Niemowa. Niemy obserwator. Co jakiś czas pojawiali się lekarze, przychodziły pielęgniarki, dostawał kolejne kroplówki, leki. W końcu przyszedł lekarz prowadzący. Popatrzył na mnie ciepło, uśmiechnął się i powiedział, że powinnam być wdzięczna losowi, bo z takich wypadków wychodzi mało kto. Poinformował, że czeka mnie jeszcze jedna operacja, ale wszystko powinno być dobrze. Pocieszył, ze jak tylko zacznę samodzielnie oddychać, to z całą pewnością opowiem jak do tego wypadku doszło. Mówił jeszcze, ze wita mnie wśród żywych, jestem niezwykle silną jednostką i, że rokowania są bardzo optymistyczne.

Starałam się uśmiechnąć, ale było mi ciężko. I właściwie nawet nie bardzo było mi do śmiechu. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Docierało do mnie powoli, że wydarzyło się coś naprawdę nieciekawego, że chyba dostałam od losu drugą szansę. Co teraz? Co z planami? Czy będę jeszcze mogła mieć dziecko? Kiedy tak zapadałam się w sobie otworzyły się z impetem drzwi i do sali wbiegła Ewka. Przed łóżkiem wyhamowała ostro. Popatrzyła na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem i zapytała dlaczego znowu nawywijałam! Znowu?

Ewka znała mnie dobrze. Zamiast przynudzać -zaczęła objaśniać mi co się wydarzyło. Z każdym jej słowem robiło mi się coraz goręcej… Jasna cholera!

Arnold i Spółka (cz. 43)

 

Photo by Eberhard Grossgasteiger on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.