I wtedy właśnie zadzwonił telefon. Tak wyczekiwany, upragniony. Ruchem ręki pokazała dziewczynkom żeby nie odbierały. Miała nadzieję, że Igor się nagra. Chciała jedynie wiedzieć, że żyje. W tej chwili właściwie nic więcej jej nie obchodziło.
Nie nagrał się. Zadzwonił za to jeszcze raz. Po tej próbie zostawił wreszcie na sekretarce krótką informację, że owszem żyje i niebawem wróci. Ale jeszcze nie dziś. Uspokoiło ją to. Wcześniej dygotała ze zdenerwowania. Projektowała różne wersje wydarzeń. Teraz wzięła się w garść. Wyłączyła jego komórkę, nastawiła jazz i zrobiła późną kolację dla siebie i dziewczynek. -Jutro przecież też jest dzień, pomyślała. Jutro przyjdzie jej się zmierzyć z codziennością.
Nie zamierzała tłumaczyć szefowi, a prywatnie przyjacielowi, dlaczego go odwiedziła. Niczego nie żałowała, ale wiedziała, że niepotrzebnie zrobiła mu nadzieję, że z całą pewnością pomyślał, o tym, że coś między nimi może się jednak wydarzyć. To było egoistyczne i nieuczciwe. I choć cały czas grała w otwarte karty zdawało jej się, że te odwiedziny były elementem niepasującym do gry, którą prowadziła od wielu lat. Zaburzyły równowagę, wprowadziły drobne zamieszanie, subtelny chaos i uruchomiły maszynerię złudzeń.
Córki też były wytrącone z równowagi. Widziała to po nich. Choć, z całych sił, próbowały nie dać po sobie poznać, że są zaniepokojone, ona wiedziała, czuła. Starały się jej schodzić z drogi. Szeptały coś do siebie i wyjątkowo nie sprzeczały ze sobą o nic. Taka cisza przed burzą, pomyślała.
Jak pech, to pech właśnie kiedy najmniej miała na to ochotę zadzwoniła także matka Igora. Usiłowała się do niego dodzwonić na komórkę, ale ta była ona wyłączona. Szalenie ja to zaniepokoiło, bo jej syn nie miała w zwyczaju wyłączać telefonu. Można było się z nim skontaktować 24 godziny na dobę. Joanna nie zamierzała jednak niczego ukrywać. Poinformowała teściową, że chwilowo Igor jest niedostępny. Do kiedy? Do odwołania. Barbara nie była usatysfakcjonowana tą odpowiedzią. Naciskała, drążyła, usiłowała dowiedzieć się czegoś więcej, jednak bezskutecznie. Wkurzyła Joannę nie na żarty. Rozmowa przybrała mało sympatyczny obrót i równie nieprzyjemnie się zakończyła.
Czuła, że potraktowała teściową z góry. Nawet miała drobne wyrzuty sumienia, ale tylko drobne. Przecież ona nigdy nie wchodziła w buciorami w prywatne życie Barbary i Jana. Nie czuła takiej potrzeby. Wiedziała też, że teściowie maja do niej żal. Żal za to, że pracuje, że niedostatecznie zajmuje się dziećmi, że ma ambicje, że dom leży odłogiem, jak to mawiała najżyczliwsza jej kobieta na świecie. Matka jej męża zwana przez syna, w chwilach złości, robotem kuchennym. Uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie. Czyżby była złośliwa? Ona? Nie, to nie w jej stylu przecież.
Poranek był pośpieszny. Zdążyły jednak ze wszystkim. Zuza wyszła z psem i kupiła pieczywo na drugie śniadanie. Pół godziny przed ósmą zamykały już drzwi od mieszkania. Joanna tego poranka, dłużej niż zwykle, wybierała sobie strój. Chciała wyglądać profesjonalnie, bo mieli z Pawłem spotkanie z ważnym klientem i pragnęła dobrze wypaść.
Kiedy weszła do pracy na jej biurku stał ogromny kosz z kwiatami. Spojrzała z wyrzutem na swojego szefa. On jednak udawał Greka. Jakby nigdy nic podszedł do niej, dał buziaka i powiedział, że muszą się śpieszyć, bo spotkanie zostało przełożone o godzinę. Olała temat kwiatów, nie przeczytała dołączonej do nich karteczki. Była pewna, że to od Pawła. Pomyślała, że zacznie się tym martwić później. Teraz musiała się skupić na pracy. To było spotkanie od którego wiele zależało. Jeśli wszystko pójdzie po ich myśli czeka ją świetna premia.
Wychodząc z biura rzuciła jeszcze spojrzenie na piękny kosz kwiatów. Był okazały i elegancki. Kiedyś mąż jej takie kupował. Nie za często, ale zdarzało mu się. A teraz? Teraz dostaje kwiaty od kumpla z pracy i szefa w jednym. Gdzie popełniła błąd?!
Photo by Atul Vinayak on Unsplash