Czasem luksusem niedocenianym jest zrządzenie losu sprawiające, że kogoś zwyczajnie nie spotykamy na swojej drodze. Jakby rozpłynął się w powietrzu. ULOTNIŁ! Moim udziałem, aż do wczoraj, był właśnie ten rodzaj LUKSUSU…
Od lat, regularnie i ze szwajcarską precyzją psuje mi krew. Robi wszystko żeby zerwać uśmiech z twarzy i brutalnie poturbować całkiem niezłe samopoczucie. Robi to bez mrugnięcia (starannie pokrytą cieniami, kredka i tuszem!) powieką. Z nieukrywaną radością i satysfakcją. Zdzisława. Moja sąsiadka z wielkiego świata. Aspirująca. Nienaganna. Pozornie etycznie bez zarzutu. Kreatura wykreowana przez siebie samą i szczęśliwe zbiegi okoliczności. Postać karmiąca się smutkiem, przerażeniem , irytacja i wstydem innych. Wampir naumyślny.
A tak mi było dobrze. Ostatnio widziałam ją w okolicy Świąt Bożego Narodzenia. Potem nastała cisza. Prezent od losu, a może od Mikołaja? Niestety, nic nie trwa wiecznie. Niestety, zwykle cisza zwiastuje burzę. Obawiałam się, że to właśnie ten rodzaj ciszy. Tym razem znowu się nie myliłam. Cholerna racja! Wolałabym jej nie mieć!
Na pierwszą Dulską Śródmiejską napatoczyłam się w windzie, więc odwrotu nie było. Nawet nie zdążyłam się mentalnie przygotować na to spotkanie. Wsiadłam do małego dźwigu i stanęłam z nią ramię w ramie, żeby nie powiedzieć nos w nos. Ku swojemu zaskoczeniu dostrzegłam spore zmiany w Zdziśce. Była jakby słabiej umalowana, nie pachniała tak intensywnie jak zwykle (czyżby Mikołaj nie dostarczył jej pod choinkę perfum?) i ubrana była w jakieś luźne worki-całkiem nie w swoim seksownie opiętym i okraszonym złotem stylu. Było skromnie i subtelnie. No, no pomyślałam. Czyżby to wpływ troglodyty, którego widziałam z nią przed świętami? Przyznam szczerze, że oczekiwałam raczej zmian w drugą stronę!
Zdziśka wyglądała na przepuszczona przez maszynkę do mielenia. Całkiem bez formy. Rzuciła mi szybkie -Cześć i tyle tego było. Nie mogłam uwierzyć! Nie czepiała się nic, a nic. Była zamknięta w sobie, osowiała i zwiędła. Jakby coś jej się przydarzyło. Jakby spotkało ja coś nieprzyjemnego. Nawet zaczęłam jej w głębi duszy żałować (znowu!). Kiedy otwierała drzwi wyjściowe od bramy odwróciła się nagle i rzuciła mi zaczepne spojrzenie. I to był początek końca. Zaraz po tym przystąpiła do typowego sobie ataku.
Mrużąc ślipia zapytała czemu jej się tak przyglądam. Czyżbym nigdy wcześniej nie widziała kobiety w ciąży? A może po prostu zazdroszczę? Tak, z cała pewnością zazdroszczę! Bo będzie rodziła w prywatnej klinice, nie to co ja. Będzie miała cesarskie cięcie, ze względów „higieny intymnej”, nie to co ja. Urodzi w dojrzałym wieku nasycona już karierą i sukcesem! Na pewno zatrudni nianię i osobę do sprzątania, bo nie zamierza się TAK zapuścić, dać się podporządkować i zagłuszyć dziecku. Nie będzie też w nocy wstawała do dziecka na każde zwołanie, bo nie chce tak go rozpuścić jak ja. Jej potomek będzie świetnie wychowany, już ona o to zadba. Będzie kulturalny, taktowny i spokojny. Nie będzie się gapił na obcych ludzi wywołując irytację.
Nawet nie dała mi dojść do słowa. Wkurzona trzasnęła ciężkimi drzwiami i pobiegła do samochodu kręcąc zadkiem. Swoja drogą, dopiero teraz dostrzegłam, że ten jej zadek rzeczywiście troszeczkę zwiększył objętość. Moja ulubiona sąsiadka zaczynała powoli przypominać kształtem kulę. To było normalne, ale zastanawiałam się jak ONA sobie z tym poradzi. Perfekcjonistka w każdym calu i ciąża… To musiało być trudne doświadczenie. Bardzo trudne! Odczułam na sobie… Oberwałam za każdy jeden paseczek rozstępów, każdy dodatkowy centymetr w biodrach i kilogram na wadze. Znowu posłużyłam jej za dziewczynkę do bicia. Zdziśka była BARDZO nieszczęśliwa. Ten wybuch wściekłości tylko mnie w tym utwierdził.
A może było coś jeszcze. Bo kto wie, czyje to dziecko. Troglodyta wyglądał na mocno z nią konspiracyjnie zaprzyjaźnionego. Mąż, którego widywałam regularnie sprawiał wrażenie rozanielonego życiem. Zawsze zresztą się witał, trzymał drzwi od windy, pomagał przenieść siatki i głaskał z czułością mojego psa. Mięśniaka w kamienicy nie widywałam. Może to było już skończone. Może skończyło się zanim na dobre nabrało rozpędu. Może to owoc tych początków lub końca? O matko, Zdziśko. Znowu nawywijałaś! Chyba zainwestuję w czapkę niewidkę, bo obawiam się że teraz może być tylko coraz jadowiciej…
Zapraszam na pozostałe Zdziśkowe perypetie:
Chcesz poznać Zdziśkę? Zapraszam na pierwsze spotkanie ze Zdziśką!
Zdziśka i wielkie rozczarowanie
Zdziśka ponad podziałami – czyli gołąbek pokoju
Ratuj się kto może, czyli Zdziśka w miejskiej dżungli za kierownicą
Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej
Gwiazda Zdziśka w roli życia! Czyli KRÓLOWA MATKA.
Zdziśka i mój świąteczny prezent dla niej
Zdziśka (bez maski) na Zebraniu Wspólnoty
Koronawirus to masowa błazenada?!
Zdziśka zdobywa kolejne szczyty… w konspiracji
Photo by Pascal Bernardon on Unsplash