Sama jestem sobie winna. Miesiące, kiedy nie widuję jej twarzą w twarz zawsze usypiają moją czujność. Całkowicie zapominam o jej istnieniu żyjąc nadzieją. Wiarą, że czasy Zdziśkowego gniewu i szaleństwa – minęły bezpowrotnie. I wszystko będzie już NORMALNIE, po ludzku, z życzliwością… I zawsze, kiedy czuję błogostan wynikający z przekonania, że tak będzie już zawsze – Zdziśka się odpala, detonuje i bryzga jadem. Nieoczekiwanie.
Koronawirus w pakiecie z zimą sprawiły, że zupełnie wymazałam z pamięci moją ulubioną sąsiadkę. Zniknęła z zasięgu, zdematerializowała się. Nikt nie strzelał oczami na mój widok, nikt nie narzekał, że mój pies publicznie śmie gubić sierść, nikt nie komentował tego, że coś robię niestosownie, albo zachowuje się niegodnie mieszkania w tak prestiżowej kamienicy. Mało tego, nikt nawet nie usiłował budować frontu. Bo fronty w tej szacownej lokalizacja to temat na kolejne chyba opowiadanie. Kto z kim czy przeciw komu i dlaczego-zawsze w imię wyższych spraw, ale mniejsza o większość.
Zgodnie z regułą, którą uparcie wypierałam z własnej świadomości – w pewne wtorkowe popołudnie mój dobry nastrój został brutalnie i bezpardonowo zburzony. Zamordowany. O co poszło? Poszło o fotelik, który nieopacznie wystawiłam na nasz, naprawdę okazały, korytarz. Na kilka chwil za długo. Nie tarasował, nikomu nie wadził i nie przeszkadzał, ba nawet nie zajmował wiele miejsca. Stał sobie skromnie i cichutko obok moich drzwi wejściowych czekając na transport. Pytałam najbliższych sąsiadów czy na krótką chwile mogę go zwodować i otrzymałam zgodę. To uśpiło moją czujność. Żeby była jasność – miałam świadomość, że to drobna niesubordynacja, ale liczyłam, że życzliwe grono towarzyskie puści płazem to moje chwilowe zamroczenie i subtelne potknięcie. Jednak nic z tego, jak się miało okazać. Nic z tego…
Dziś zostałam poinformowana, że jeżeli w trybie natychmiastowym nie zabiorę fotelika z klatki -rozpęta się prawdziwe piekło. Ktoś mi życzliwe powiedział, że jestem na celowniku rozszalałej Zdzisławy łaknącej krwi. Od kilku dni ponoć, w pełnej konspiracji (bo przecież ma mój numer telefonu i mogła to załatwić osobiście!) zbierała lokatorów, którym fotelik był solą w oku (albo nie był, ale dla świętego spokoju – przytaknęli) planując wynajęcie snajpera, który ustrzeli mnie raz dwa. Zabójcą i katem miał być zarządca kamienicy, który na wyraźne żądanie wzburzonych mieszkańców planował wysłać mi, najeżone paragrafami pismo, o terminie usunięcia fotela i skutkach prawnych wynikających z tej koszmarnej, chwilowej niesubordynacji.
Zagotowałam się bulgocząc pod nosem. Pierwszy raz Zdzisława zadziałała pod przykrywką i zrobiła to w swoim mistrzowskim stylu. Uplotła sieć, zwabiła inne pająki i omotała mnie ciach-prach. Pierwszy raz, odkąd pamiętam, pewnie za sprawą koronawirusa, działała w podziemiu i z drugiego (nomen omen) fotela. W PEŁNEJ konspiracji. Pierwszy wreszcie raz nie starczyło jej odwagi żeby po prostu – powiedzieć, że coś jej przeszkadza. Przyznam szczerze, że dotknęło mnie to o niebo bardziej niż słowotok wlewający się niczym lawa wulkaniczna z jej napompowanych agresją (i nie tylko) ust. Pismo, paragrafy, strachy na lachy…
Kilka chwil oddychałam głęboko, zastanawiając się co zrobić. Fotelik oczywiście wyekspediuję niebawem na balkon – niech czeka w chłodzie na transport. Lepiej w chłodzie niż pod naporem mrożących spojrzeń. Zastanawiam się tylko czy powinnam jakoś tę sprawę skomentować czy może lepiej udawać, że jednak o niczym nie wiedziałam?
Zastanawiam się jeszcze co jest gorsze – knucie i działanie pod przykrywką czy bezllitosne walenie prawdą prosto w oczy? Na zrównoważoną reakcję szansy nie ma. Jest jak zwykle, od deski do deski. A właściwie od fotelika do fotelika. A może, tak mi teraz przyszło do głowy, tenże fotelik zamienić na tron i zaprosić Zdzisławę na kawę? Na balkonie -rzecz jasna! Na balkonie na tronie w koronie. Byłoby fantastycznie?!
Photo by Cal Gao on Unsplash
Na przeprawy ze Zdziśką zapraszam tu:)
Zdziśka i wielkie rozczarowanie
Zdziśka ponad podziałami – czyli gołąbek pokoju
Ratuj się kto może, czyli Zdziśka w miejskiej dżungli za kierownicą
Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej
Zdziśka Ty chyba oszalałaś! O matko!
Gwiazda Zdziśka w roli życia! Czyli KRÓLOWA MATKA.
Zdziśka i mój świąteczny prezent dla niej
Zdziśka (bez maski) na Zebraniu Wspólnoty
8 komentarzy
Kazałaś się naczekać na Zdziśkę. Uwielbiam tę serię. To teraz czekam na kolejne harce Zdzisławy.
Lea, bardzo dziękuję za miłe słowa. Zdziśka miewa przerwy w nadawaniu (na szczście -ufff!).
Pozdrawiam serdecznie,
Kasia
o i jaka niespodzianka :-)))
Krysiu, życie płata figle:-))).
Miłego, pełnego fajnych niepsodzianek dnia!
Kasia
A wiesz, co mi przyszło na myśl czytając Twój wpis? Ochrona przeciwpożarowa! Jeśli korytarz jest drogą ewakuacyjną, to nie mogą się w nim znajdować żadne palne elementy wyposażenia, w tym fotelik. Wybacz ;).
Ev, czyli Zdziśka dba o moje dobro. Coś w tym może byc:-).
Ciepło pozdrawiam,
Kasia
Przepisy są ale i życzliwość ludzka powinna być. Normalnie poszłabym osobiście zwrócić uwagę sąsiadki a nie skrzykiwalabym innych jątrząc!!!!!
Polu, zrobiłabym jak Ty:-) choć takie przepisy rzeczywiście sa.
Miłego dnia.
Kasia