Nie wiedziałam jej już kawałek czasu. Zrobiło się błogo i spokojnie aż do dziś, kiedy to znowu się na nią natknęłam…

Wczoraj był 11 listopada, stulecie odzyskania przez Polskę NIEPODLEGŁOSCI. Po niedzielnych doznaniach – dziś od rana nastawiona byłam do świata jeszcze bardziej pacyfistycznie niż zwykle. W końcu tyle nas łączy. Wszyscy jesteśmy Polakami. Może warto odpuścić, cieszyć się tym, co mamy, doceniać spokój, bezpieczeństwo, życzliwość innych. Wczoraj czułam wspólnotę. Poza tym jest wolny poniedziałek. Świeci słońce! Spacer z psem był bardzo udany, bo spotkani na szlaku psiarze mieli dobre humory i tryskali pozytywną energią, a to przecież zaraźliwe .

Tak pozytywnie i radośnie widziałam świat aż do czasu kiedy to napatoczyłam się na moją ulubioną sąsiadkę. -Hm, może to okazja żeby wreszcie zakopać topór wojenny, przemknęło mi przez myśl kiedy dostrzegłam ją kątem oka.

Spotkałyśmy się na Palcu Powstańców. Szła sobie spokojnym krokiem w kierunku Pałacu Młodzieży, a ja właśnie wracałam ze spaceru z psem. Mogłam, w ostatniej chwili odbić w lewo na cudny skwerek za plecami Napoleona. Pewnie udałoby mi się zniknąć z jej pola widzenia na tyle szybko, że mogłaby odpuścić sobie ściganie mnie wzrokiem, głosem i czymkolwiek innym. Z jakiś niewyjaśnionych bliżej przyczyn (a może po prostu z przekory lub ciekawości) – nie zrobiłam tego (a to niefart!). Weszłam centralnie na Zdziśkę, całą w czerwieni. Wyglądała jak kula ognia…

-Dzień dobry Kochana, zagaiła ujmująco miło (pomyślałam nawet, że 11 listopada i na niej odcisnął pozytywne piętno). -Czy byłaś może wczoraj na TYM marszu? Wybrałaś rządowy czy nazistowski?  Oj, zaczyna się grubo pomyślałam i odpowiedziałam, że gwoli ścisłości nie, ale z rodziną byłam na Placu Piłsudskiego w trakcie uroczystości, a z psem i na trasie Marszu, i na Nowym Świecie. Chciałam na własne oczy zobaczyć to, co potem obejrzę (czasem w krzywym zwierciadle i z czyimś komentarzem, takie spaczenie zawodowe), chciałam poczuć klimat, popatrzeć na nastroje, zobaczyć skalę… Nawet zastanawiałam się nad zakupem flagi, bo bardzo podobało mi się to wspólne świętowanie.

Popatrzyła na mnie z ukosa i wydała jęk rozpaczy. – Czyżby podobało Ci się to faszystowskie zgromadzenie, ta agresja, te koszmarne hasła, te spaprane przez rządzących obchody, czczenie miernot, ten handel uliczny, to palenie flag? Taaaak? Zapytała wściekle zawieszając głos. – Nie, no byłam gdzie indziej, odpowiedziałam. W każdym miejscu, które odwiedziłam wczoraj był tłum i spokój. Ludzie z dziećmi, starsi ludzie, młodzież, radosna atmosfera, życzliwość- nawet bym powiedziała. Ludzie się do siebie uśmiechali… Nie zauważyłam żadnej agresji, no może co najwyżej minęłam kilku pijanych typów, ale takie osoby widuję każdego dnia. Handel uliczny mi nie przeszkadzał bo rozumiałam dobrze, że ludzie chcą kupić kotyliony, wianki, czy flagi. A polityka? Politykę mam gdzieś i nie o politykę, nie o ideologie tu chodzi, a o NIEPODLEGLOŚĆ, o ideę. Nie patrzę kto organizuje, patrzę jak ludzie odnoszą się do siebie, a jeśli czuję się bezpieczna – to znak, że jest dobrze, powiedziałam czując, że ona już bulgocze niczym zezłoszczony indyk….

Ta odpowiedź, tak jak myślałam,  nie przypadła jej do gustu. Nabrała powietrza i zaczęła, swoim zwyczajem, krzyczeć – Na Boga, jak Ty możesz o tych organizatorach powiedzieć cokolwiek dobrego (a czy ja w ogóle mówiłam coś o politykach, no mówiłam????) -tak spaprali przecież tę uroczystość. Szli ramie w ramię z faszystami…

-A, byłaś na marszu, zapytałam przekonana, że dobrze wie o czym mówi, spacerowałaś wczoraj po Śródmieściu, postanowiłam dopytać. W końcu może coś mi umknęło?  -Może coś mi umknęło, powiedziałam dobrotliwie przekonana, że Zdzicha ma wiedzę i mówi o tym, co widziała na własne oczy.- Nie, no co Ty? Godzinę temu dopiero wróciłam znad morza. Nie chce mi się uczestniczyć w tych marszach, przecież nie będę się z tym motłochem snuła po zakamarkach ulicznych, oszalałaś?! Ja jestem na poziomie! Ale oglądałam telewizje, a i owszem, czytałam gazety i mam serdecznie dość tego dzielenia, braku tolerancji, braku akceptacji, politycznej niepoprawności, mowy nienawiści, nieżyczliwości -wymieniła jednym tchem zaraz potem dodając. – TEGO ZACIETRZEWIENIA! Trzeba być otwartym na zdanie innych, nie atakować, nie krzyczeć, nie torpedować wszystkiego. Czarne i białe nie istnieje – jest jeszcze szarość! Jedność ponad wszystko, krzyknęła w końcu (jakby sama była na jakimś wiecu), wcisnęła czerwony, moherowy beret głębiej na głowę i pobiegła przed siebie.

Chwilę stałam w osłupieniu. Chyba nigdy jej nie zrozumiem. Przecież można mieć różne zdania i nie popadać w skrajności, czy się mylę? Można ze sobą normalnie rozmawiać?!

A Zdziśka, ciekawe co znowu powie o mnie sąsiadom, jaką gębę mi przyprawi, jaką ideologie włoży w usta. Aż się boję!… Jedność ponad wszystko;)!

Udanego poniedziałku!

RATUJ SIĘ, KTO MOŻE czyli Zdziśka W MIEJSKIEJ DŻUNGLI za kierownicą!

Zapraszam na pozostałe Zdziśkowe perypetie:

Chcesz poznać Zdziśkę? Zapraszam na pierwsze spotkanie ze Zdziśką!

Zdziśka prawdę Ci powie!

Zdziśka kontra pies

Zdziśka i wielkie rozczarowanie

Okrutna zemsta Zdzisławy!

Zdziśka i jej pociski!

Zdziśka – dobra rada!

Ratuj się kto może, czyli Zdziśka w miejskiej dżungli za kierownicą

Podwójne życie Zdzisławy

Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej

Zdziśka Ty chyba oszalałaś! O matko!

Koronawirus to masowa błazenada?!

Zdziśka zdobywa kolejne szczyty… w konspiracji

Photo by Flavian Hautbois on Unsplash

 

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.