No i stało się! Zdziśka została matką i wróciła do kamienicy. Dlaczego wróciła i po co w ogóle znowu o niej piszę?
Gdyby nie koleżanka Małgorzata, która wypytuje o Zdzichę (polubiła ją czy co;-)?!), pewnie zeszłabym jej raz na zawsze z drogi żeby nie narażać się na kolejne turbulencje. Ponieważ jednak Zdziśka została wywołana do tablicy – postanowiłam się zmierzyć z jej nastrojem. Postanowiłam opisać moje kolejne, całkiem przypadkowe spotkanie z nią i jej… furią?
Ostatnimi czasy dała mi od siebie odetchnąć. Nie było jej. Słuch o niej zaginął. Zabytkowa kamienica jaśniała słońcem i nieskażonym spokojem. Główny jątrzyciel zapadł się pod ziemię. Nawet przez chwilę zastanawiałam się nad tym, gdzie ją wywiało. Przychodziło mi do głowy, że może jednak to dziecko tego troglodyty z którą ją kiedyś nakryłam i przeniosła się do niego. To było najbardziej pasujące mi wytłumaczenie. Nie chciało mi się jednak w to wierzyć. Nie porzuciłaby swojego wygodnego, poukładanego życia dla jakiegoś osiłka. Nie ryzykowałaby utraty płynności finansowej i obniżenia poziomu życia. A poza tym ten jej mąż. Zapatrzony w nią jak w obraz. Do tego przyzwoity, sympatyczny facet -gdzie temu osiłkowi do niego?!
Życie lubi budować napięcie. Zanim wpadłam na Zdziśkę najpierw spotkałam Zdziśkowego męża właśnie. Los zetknął nas ze sobą w dźwigu zwanym windą. Był zmęczony, ale oczy błyszczały mu ze szczęścia. Wysiadł nawet ze mną na piętrze żeby opowiedzieć mi co z jego żoną. A dobrze nie było. Fatalnie znosiła ciążę. Musiała leżeć w szpitalu. Strasznie przytyła, bardzo się nudziła i na dokładkę ugrzęzła w państwowym szpitalu. Była zmuszona leżeć na kilkuosobowej sali, współtowarzyszki nie pozwalały jej słuchać ulubionej, wyciszającej muzyki, a pielęgniarki złościły się, że ma za dużo bagażu. Codziennie biegał kupować jej obiady w ulubionej restauracji, bo jedzenie serwowane w szpitalu przyprawiało ją o mdłości. Pozycja horyzontalna, w której musiała przebywać, zrujnowała jej kręgosłup. Humoru nie poprawiały jej nawet wizyty pani pedicurzystki i manicurzystki (nie wiedzieć czemu to też przeszkadzało paniom z pokoju!). W końcu urodziła. NATURALNIE. Urodziła na dokładkę córeczkę choć lekarz przekonywał ich, że będzie syn. No i niebawem wróci z dzieckiem do domu. I on jej za te wszystkie przykrości zadośćuczyni. Zrobi wszystko, by wrócił jej dobry nastrój i pogoda ducha. Pomyślałam, że to żart bo Zdzisława NIGDY nie była w dobrym nastroju dłużej niż kilka chwil, ale co tam. Życzyłam spokoju i gratulowałam córki. -Najważniejsze, że zdrowa odpowiedział i wsiadł ponownie do windy kiwając mi ręką.
Nie wyglądało to dobrze. Czułam, że Zdziśka wróci z przytupem. Zawsze kiedy narastały w niej frustracje stawał się nieznośna, a teraz jej irytacja na świat osiągnęła chyba punkt krytyczny.
Kilka dni później spotkałyśmy się w Parku Saskim. My -czyli ja z psem i Ona z córeczką w błękitnym, stylowym wózku. Chwile zastanawiałam się nawet czy nie skręcić w jakąś boczną alejkę, ale było już za późno (no może gdybym się uparła?). Zdziśka wbiła we mnie oczy. Czułam, że zawiesiła na mnie wzrok. – Obcięła mnie z góry do dołu i udając życzliwość pomachała dłonią- wołając do siebie. Cóż miałam zrobić? Nie było ratunku. Podeszłam.
Córeczka była cudna. Miała śniadą karnację i ciemne włoski. Ubrana w róż -wyglądała jak laleczka. -Śliczna, powiedziałam (i pomyślałam!)! Pogratulowałam jej i już, już miałam iść w swoją stronę (czyli przeciwną niż Zdziśka), ale zatrzymała mnie chwytając za nadgarstek. -Muszę ci coś powiedzieć, stwierdziła. Ten poród to koszmar. Zmusili mnie do naturalnego. Myślałam, że nie przeżyje. Do tego ten obwisły brzuch, wielkie piersi pełne mleka, rozstępy, nadprogramowe kilogramy -koszmar. Wyraziłam swoje współczucia, ale Zdziśka chciała się najwyraźniej wygadać. Po długiej litanii katastrof, które ją spotkały wyznała mi jeszcze, że jest pod wrażaniem, że zdecydowałam się na drugie dziecko i wyobraża sobie jakie spustoszenie w moim organizmie wywołała druga ciąża. Powiedziała, że teraz już rozumie czemu nigdy nie zakładam krótkich spódniczek i seksownych topów -po prostu nie mogę sobie na to pozwolić ze względów higienicznych, czyli, że nie chcę żeby ktoś się zniesmaczył widząc moje poturbowane, otłuszczone, pokryte rozstępami, cellulitem i popękanymi naczynkami ciało. Zapytała jeszcze jak długo wracałam do wagi sprzed ciąży, bo jej się zdaje, że choć dziewczynki duże to nadal mam parę kilogramów na plusie. I podwójny podbródek! Wkurzyłam się. Tym razem poczułam, że skwierczę ze złości.
Wzięłam głęboki wdech, spojrzałam jej prosto w oczy i powiedziałam, że lepiej by było gdyby zajęła się swoim wyglądem i swoim życiem. Ma piękną, zdrowa córeczkę, która za chwilę będzie tak samo wredna jak ona- o ile ona, Zdzisława nie otrząśnie się i nie spróbuje być milsza dla całego świata, spokojniejsza, bardziej życzliwa. Że ja wiem, że hormony, burza hormonalna nawet, ból, szok i niedowierzanie, ale mogłaby w końcu dorosnąć. Docenić co ma i przestać innym psuć krew. Powiedziałam jeszcze, że jeśli będzie czegoś potrzebowała to chętnie jej podpowiem, pomogę i podzielę się wiedzą. Na koniec, w akcie desperacji, podciągnęłam bluzkę prezentując jej całkiem niezły, jak na moje lata brzuch. -Jak po dwóch ciążach, chyba nadal niezły, skwitowałam i nie oglądając się za siebie ruszyłam we właściwym kierunku. Przeciwnym do tego, w którym szła Zdzisława. Jeszcze dobry kwadrans dochodziłam do siebie…
Ciąg dalszy z całą pewnością nastąpi…(niestety!)
Zapraszam na pozostałe Zdziśkowe perypetie:
Chcesz poznać Zdziśkę? Zapraszam na pierwsze spotkanie ze Zdziśką!
Zdziśka i wielkie rozczarowanie
Zdziśka ponad podziałami – czyli gołąbek pokoju
Ratuj się kto może, czyli Zdziśka w miejskiej dżungli za kierownicą
Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej
Zdziśka, Ty chyba oszalałaś?! O MATKO!
Zdziśka (bez maski) na Zebraniu Wspólnoty
Koronawirus to masowa błazenada?!
Zdziśka zdobywa kolejne szczyty… w konspiracji
Photo by Kelly Sikkema on Unsplash